poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 3

Katherine 
                Cholera, cholera, cholera – powtarzałam, patrząc na zegarek.  Nacisnęłam kilkanaście razy przycisk windy, ale ona dalej nie zjeżdżała na dół. Przestępowałam z nogi na nogę, przeklinając w duchu. Powinnam być tam już pięć minut temu.
                Kiedy łaskawie w końcu zjechała, był w niej taki tłok, że ledwo się zmieściłam. Złapałam się wolną ręką za poręcz, która w niej była i zacisnęłam mocno oczy. Nienawidzę wind, jestem przerażona, kiedy nimi jadę. Od razu robi mi się słabo i niedobrze.
                Gdy dotarłam w końcu na moje piętro – byłam wykończona. Wyszłam z niej chwiejnym krokiem i podeszłam do mojego biurka, gdzie stał James, przewalając jakieś papiery. Spojrzał na mnie przelotnie.
                – Spóźniona – stwierdził tylko.
                – Przepraszam, nie mogłam znaleźć kafejki, o której pan mówił – odpowiedziałam cicho, stawiając przed nim kartonik z czterema kawami. Oparł się o biurko rękoma i popatrzył na mnie z góry.
                – Szukałaś po mieście?
                – Tak.
                – To zabawne – powiedział poważnie. – Bo jest u nas, na drugim piętrze.
                Otworzyłam mimowolnie usta. Punkt dla ciebie, Katherine!
                – Skoro chcesz tu pracować, musisz znać cały budynek na pamięć, to po pierwsze, a po drugie, masz się nie spóźniać. – Wzdrygnęłam się na jego surowy ton, ale pokiwałam pokornie głową. Przyglądał mi się jeszcze chwilę i wrócił do zrzucania papierów z biurka.
                – Znaleźć panu coś? – zapytałam w końcu, nie mogąc dłużej patrzeć na jego poczynania.
                – Szukam rozliczeń z wzeszłego miesiąca – burknął.
                Zdjęłam z siebie płaszcz i podeszłam do szafki, na której stały opisane segregatory. Wyciągnęłam ten z napisem „Rozliczenie styczeń 2015” i położyłam go przed nim. Uniósł brwi i popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
                – Posegregowałaś wszystko, tak jak kazałem? – Obejrzał się za siebie i przebiegł wzrokiem po wszystkich półkach.
                – Tak. Dziękuję, że mi pan to podpowiedział, inaczej nie odnalazłabym się tak dobrze. – Posłałam mu triumfujący uśmiech i przewiesiłam swoje rzeczy przez obrotowe krzesło.
                Spojrzał na mnie z góry, ale nic nie powiedział. Otworzył segregator i przekartkował go szybko.
                – Alfabetycznie?
                – Oczywiście.
                Nie widać było, żebym zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie, ale wiedziałam, że tak było. Przyjrzał mi się tylko z ukosa i mruknął coś do siebie. Zamknął segregator z trzaskiem i kiwnął w stronę mojego biurka.
                – W takim razie co to za śmieci?
                – Propozycje współpracy z pana firmą, jeszcze ich nie przejrzałam, doszły dziś rano.
                – Proszę to zrobić do godziny piętnastej, omówimy je na konferencji. Ma na niej być też mój zastępca, powiadom go o tym.
                – Ale skąd mam wiedzieć… – zaczęłam, ale zniknął już za drzwiami swojego gabinetu.
                Skąd mam wiedzieć, kim jest jego zastępca. Cholera jasna. Opadłam na krzesło i zaczęłam przeszukiwać wszystkie kartki, jakie były w szufladzie biurka, ale nie było tam żadnego numeru do zastępcy. Sprawdziłam w bazie numerów w laptopie, ale tam też nic nie było.
                Zrobił to specjalnie – stwierdziłam w końcu, kiedy nie miałam już żadnej koncepcji, gdzie mogę znaleźć jakiś numer, e–mail, cokolwiek. Zrobiło mi się duszno ze zdenerwowania. Wstałam i poszłam do toalety, żeby opłukać twarz zimną wodą, która trochę mnie otrzeźwiła. Muszę poszukać w tej firmie kogoś, kto mi pomoże, przecież musi tu być ktoś normalny. Albo najlepiej, znaleźć rozkład budynku. Na pewno któryś z gabinetów, musi być gabinetem zastępcy.
                Po kilku minutach poczułam się lepiej, więc wróciłam do swojego biurka, ale dochodząc zatrzymałam się wpół kroku, kiedy zamiast pustego krzesła, zobaczyłam bruneta siedzącego z pojedynczą różą w ręku. Zakręciło mi się w głowie.
                – Co ty tu robisz? – syknęłam, podchodząc bliżej. Oparłam się jedną ręką o biurko i popatrzyłam na niego wściekła. – Śledzisz mnie? Skąd wiesz, że tu pracuje?
                – Śledzę – powiedział z uśmiechem i wstał. Zlustrował mnie wzrokiem. – Wyglądasz seksownie w tej sukieneczce, Katerino – stwierdził, podając mi różę. Wzięłam ją szybko i rozejrzałam się wokół siebie.
                – Musisz stąd iść – mruknęłam cicho. – Nie przyłaź nigdy więcej ani tu, ani do mnie, bo zgłoszę to na policje. Jesteś nienormalny.
                Zrobił podkówkę z ust i opadł z powrotem na krzesło. Podparł ręką brodę i wzdychał.
                – Nie żartuje, idź stąd, Carter, zawołam ochronę.
                – Spróbowaliby mnie wyrzucić – zaśmiał się, patrząc na moje nogi. – Boże, masz świetne nogi. Mogę dotknąć? – Oparłam się o biurko i popatrzyłam tępo przed siebie. No jasne. Gratuluję nowej posady.
                – Pracujesz tu, prawda? – zapytałam bez emocji, nie zaszczycając go choćby spojrzeniem.
                – Tak się składa, że tak – powiedział wesoło i wstał.
                Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Brunet wpatrywał się we mnie intensywnie, chyba czekając na jakąś reakcję. Kiedy się nie doczekał, westchnął i zaczął odchodzić.
                – Szczerze, to miałem nadzieje, że chociaż dasz mi w morde – powiedział markotnie.
                – Jesteś nienormalny – burknęłam i usiadłam. Miałam ważniejsze sprawy na głowie. Zaczęłam przeszukiwać szufladę, w poszukiwaniu rozkładu budynku, kiedy mnie olśniło. – Carter! – zawołałam za brunetem, który był już przy windzie.
                – Wiedziałem. – Podszedł bliżej i oparł się o biurko z rozanielonym wyrazem twarzy. – Jednak randka?
                – Kto jest zastępcą mojego szefa? – zignorowałam jego gadanie. – Nigdzie nie mogę znaleźć do niego numeru. Znasz go?
                – Oczywiście, że tak – prychnął i podszedł do biurka od mojej strony. Sięgnął po słuchawkę telefonu stacjonarnego i wpisał jakiś numer. – Masz – odezwał się do mnie, wciskając mi ją do ręki, po czym wyszedł bez słowa.
                Odetchnęłam z ulgą. Miałam ochotę uściskać tego dupka. Stukałam paznokciami w biurko, czekając, aż odbierze.
                – Witam najpiękniejszą asystentkę w całym Nowym Jorku  – odezwał się głos w słuchawce. Chciałam już odpowiadać, zgodnie z tym, co ułożyłam sobie przed chwilą w głowie, ale tylko westchnęłam, słysząc Cartera.
                – Ty jesteś zastępcą – powiedziałam zrezygnowana.
                – Cóż, tak się składa, że tak, jestem – przytaknął mi zadowolony, wchodząc z powrotem do holu. Odłożyłam słuchawkę i ukryłam twarz w dłoniach. Ten dzień jest jeszcze gorszy, niż piątek.
                – Katerina, nie denerwuj się. To czysty przypadek. Jestem bardzo szczęśliwy, że się zdarzył, ale mogę przysięgać przed ołtarzem, że nie maczałem w tym palców – powiedział, nie brzmiąc zbyt przekonująco.
                – Okej, nieważne. O piętnastej macie jakąś konferencje, naradę, nie wiem i musisz na niej być. – Pokiwał głową.
                – Na temat? – dopytał. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. – Musisz wiedzieć takie rzeczy. – Westchnął. – Sprawdź w terminarzu – polecił mi.
                – Terminarzu? – Nie mam pojęcia, gdzie ta dziewczyna położyła jakiś terminarz.
                Uniósł brwi i podszedł do mnie. Nachylił się nad biurkiem i mruknął coś do siebie.
                – To laptop Rose, nie używaj go, bo i tak nic tu nie ma. Podobnie jak w jej głowie. – Zamknął go z hukiem i zabrał z mojego biurka. Otworzył szafkę po mojej prawej stronie i wyjął z niej trzy pudełka. – Naprawdę, nikt ci nic nie powiedział? – zapytał z niedowierzaniem. Pokręciłam przecząco głową.
                Położył pudełka przede mną i przysunął sobie drugie krzesło. Zaczął je rozpakowywać, począwszy od największego. Wyjął z niego nowy laptop, firmy z ugryzionym jabłkiem. Naprawdę, każdy z nimi współpracuje?
                – To twój służbowy laptop. – Podał mi go. Był strasznie lekki, jakby nic nie ważył. – Masz w nim wgrane wszystko. Książkę teleadresową, numery do każdego działu z naszej firmy, do naszych inwestorów, pracowników z za granicy, dosłownie do wszystkich, chyba tylko prócz papieża. Ten numer załatw sobie sama. – Puścił mi oczko i kontynuował. – Terminarz, wszystkie możliwe dokumenty. Wszystko o wszystkim, krótko mówiąc. Kopia zapasowa jest też w chmurze i wiadomo, na papierze w dwóch kopiach, jedna wszędzie wokół ciebie. – Machnął ręką na szafki. – Druga w sejfie u mnie. Musimy być ubezpieczeni. Możesz używać go też prywatnie, ale zepsuć niestety tylko cztery razy  do roku, bo ubezpieczalnia z nami nie wyrabia.
                Pokiwałam głową, próbując przyswoić każdą informację, jaką starał się mi przekazać.
                – Telefon. – Podał mi wielki telefon z mniejszego pudełka, oczywiście tej samej firmy. Ledwo mieścił mi się w ręku. – Masz w nim podobne dane, jak na laptopie, prócz dokumentów, bo to niebezpieczne. Wszyscy będą mieli do ciebie numer, więc masz przepieprzone, ale przyzwyczaisz się. Każdy i tak głównie dzwoni na ten. – Postukał ręką w telefon stacjonarny, który leżał na biurku. – Pokazuj się z nim wszędzie, bo mamy duże udziały w ich firmie. Lepiej niech nikt nie widzi twojego starego. – Skrzywił się. – Jego też możesz używać prywatnie i nawet jak odejdziesz, zostaje twój.
                Westchnął i potarł czoło ręką.
                – Zmęczyłem się – zaśmiał się i otworzył najmniejsze z pudełek. Podał mi całkowicie przezroczystą kartę, nie licząc mojego imienia i czipu, które były złote. – To twoja karta kredytowa. Jest na niej jakieś pięć tysięcy, jeśli dobrze pamiętam. Jak ktoś z firmy każe ci coś kupić, płacisz nią. Kawa, obiady, banery, wszystko. Masz tysiąc dla „siebie”, czyli jeśli jesteś z klientem czy inwestorem na obiedzie, kolacji, czy gdzie cię wyślą, płacisz nią. Nie ma mowy, żeby to on płacił. Jeśli wyjdzie więcej niż tysiąc, to nic, ale musisz wtedy udowodnić, że na pewno płaciłaś za homara z wody dla inwestora, a nie za manicure koleżance, chyba, że wolisz oddawać z wypłaty, a nikt tego nie lubi. Załapałaś jak na razie?
                Pokiwałam głową i spojrzałam na rzeczy, które mi dał.
                – Możesz zmienić kolor, jeśli ci się nie podoba – powiedział, kiedy oglądałam telefon.
                – Jest okej. Pasuje do laptopa. – Posłałam mu nieśmiały uśmiech. Irytował mnie, ale bardzo mi w tej chwili pomagał. Wyraźnie ucieszył się, że w końcu wyraziłam coś pozytywnego w jego stronę.
                – Srebrny zawsze do wszystkiego pasuje. Okej, jeśli chodzi o technologie, chyba wszystko już powiedziałem. – Przeleciał wzrokiem po biurku. – Żeby nie szukać numerów do poszczególnych działów czy co ważniejszych osób, masz je pod numerkami na stacjonarnym. Jedynka to gabinet Josepha, dwójka komórka, trójka gabinet Jamesa, czwórka komórka, piątka i szóstka tak samo, tylko że oba do mnie, siódemka to księgowość, ósemka nasi prawnicy, a pod dziewiątką jest kafejka. – Spojrzał na mnie przelotnie. – Kafejka zawsze najważniejsza. Nie oceniaj nas. – Uśmiechnął się i otworzył szufladę przed sobą. Wyjął z niej notes i otworzył na ostatniej stronie, gdzie były wypisane jakieś nazwy. – To są firmy, które ciągle atakują nas o współpracę. James nie zawrze z nimi umowy nawet, jeśli będą oddawali nam cały zysk, więc nie umawiaj ich, to strata czasu. Niektóre koncerny są po prostu nieopłacalne. Dobrze by było, jakbyś nauczyła się ich na pamięć. Widzę, że masz dużo ofert z dzisiaj. – Kiwnął głową w stronę stosu papierów, które dopiero co ułożyłam. – Przesegreguj je. – Podsunął mi kosz na śmieci. Spojrzałam na niego, upewniając się, że jest poważny. Był taki beztroski, że często naprawdę nie wiedziałam czy ze mnie kpi, czy naprawdę tutaj tak robią.
                Przejrzałam umowy i wyrzucałam po kolei, kiedy tylko zobaczyłam nazwę firmy z „czarnej listy”, aż w ręku zostały mi tylko trzy. Carter pokiwał głową i zaczął szukać czegoś w szafce po przeciwległej stronie holu.
                – To nasi najważniejsi inwestorzy. – Podał mi coś na kształt albumu. – Musisz znać ich wszystkich i wiedzieć, co robimy dla siebie nawzajem. Zrób sobie ksero i kuj to, bo pod koniec tygodnia jest firmowy bankiet właśnie z nimi, na który James na pewno każe ci iść, skoro jesteś nową asystentką.
                 Westchnął i zamyślił się.
                – Nie wiem co jeszcze. Możesz w razie czego dzwonić na bieżąco, tylko dyskretnie. Nie powinno mnie tu teraz być i nie powinienem nic ci mówić, to daje tylko Jamesowi powód do zwolnienia cię. Rose wszystkiego nauczyła się sama, bo robiła to już wcześniej. Ty nie, ale to dla niego bez znaczenia, musisz umieć i już. – Postukał palcami w biurko, przebiegając wzrokiem po całym holu. – Musisz znać rozkład firmy, żeby się co pięć minut nie gubić. Znajdziesz go na swoim komputerze. – Wstał i zapiął marynarkę. – Jakieś pytania?
                – Chyba nie. Jak na razie rozumiem, zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce. – Odłożyłam wszystko na biurko i zaczęłam układać po swojemu.             
                – W takim razie życzę pani miłego dnia pracy, panno Davies  – powiedział oficjalnie i zaczął iść w stronę windy.
                – Carter? – odezwałam się, zanim do niej wszedł.
                – Tak?
                – Dziękuje.

                Rozejrzałam się po biurze. Było przestronne i bardzo świeże. Wszędzie były białe ściany, co akurat mi pasowało. Na tym piętrze były cztery pomieszczenia. Pierwsze, to gabinet Josepha, drugie, Jamesa, trzecie, to toaleta, a czwarte, to pewnego rodzaju hol, w którym byłam ja. Wszystko było bardzo nowocześnie i bogato zdobione. Na ścianach można było znaleźć wiele dyplomów uznania, przeplatających się z obrazami znanych malarzy, ale tylko w szarych kolorach, co nie zaburzało estetyki pomieszczeń.
                W holu były duże, białe kafelki. Przyglądając się, można było zobaczyć iskrzący się na szaro brokat, ale było to widoczne tylko pod odpowiednim kątem. Jedna ściana była całkowicie przeszklona – akurat ta za mną. Było widać dzięki temu całe miasto, co z tego piętra wyglądało naprawdę niesamowicie. Na środku stało moje biurko. Było ogromne, całe białe, z drewnianą ścianką po lewej stronie i prawie połowie przodu. Nie wiem czy miało to zachować jakąś dyskrecje – wątpię. Strzelam, że jest wygodnie po prostu coś tam wieszać, przyklejać karteczki, przypomnienia i tym podobne. Przy biurku miałam skórzane krzesło obrotowe, które było chyba najwygodniejszym krzesłem, na jakim w życiu siedziałam. Mogę się założyć, że wydano na nie więcej, niż ja wydaję na życie przez rok.
                Po mojej lewej stronie, były białe regały, na których stały poukładane segregatory i aktówki. Po przeciwległej stronie były jeszcze dwa takie, ale tam były tylko albumy i jakieś książki – zakładam, że związane z firmą lub współpracującymi z nią koncernami.
                Obok nich czarna, skórzana kanapa, dwa pasujące fotele i biały stolik do kawy. Prócz tego, nie było tu nic specjalnego. Jedynym żywym elementem tutaj, była spora roślina, stojąca na kamiennym podwyższeniu w rogu.
                Wnętrze było surowe, ale mimo wszystko, było tu przyjemnie.
                Gabinety obu panów jednak różniły się od siebie. Starszy z nich wypełnił swoje wnętrze ciemniejszymi kolorami. Miał brązowe regały, mosiężne biurko, stolik do kawy, do tego kremowe kanapy i krzesło obrotowe. Drewniana, jasna podłoga, jasne ściany, w czym jedna też przeszklona i w sumie nic więcej specjalnego.
                Biuro młodszego było jasne i przestronne, urządzone w kolorach podobnych do holu, tylko z szarą, drewnianą podłogą. Biurko, regały i stolik były bardzo ciemne, prawie czarne. Krzesło obrotowe było czarne, za to fotele naprzeciw niego szare, tak samo jak kanapa. U Jamesa przeszklone były dwie ściany. Dodatkowo był u niego telewizor zawieszony na ścianie i coś na kształt barku.
                Tutaj nawet toaleta była krystalicznie czysta, urządzona cała na biało ze złotymi elementami. Nie była podzielona na „damską” i „męską”. Wyglądała jak w domu, miała nawet prysznic, oczywiście z jakimś monitorkiem w środku. Nie jestem pewna, ale to chyba jakiś rodzaj radia.
                Architekt tej firmy, to jakiś wariat.
                Westchnęłam i przysunęłam się do biurka. Czekało mnie jeszcze parę umów do przeczytania.
                – Zajęta? – usłyszałam po paru minutach. Podniosłam wzrok na bruneta, który trzymał w ręku znajomy mi już kartonik. – Pomyślałem, że skoro dziś wszyscy siedzimy do późna, to może przyda ci się trochę energii. – Postawił przede mną kawę i ciastko. Uśmiechnęłam się do niego rozbawiona.
                – Dziękuje. To miłe z twojej strony, że o mnie pomyślałeś.
                – Zawsze jestem miły – odpowiedział i odszedł w kierunku gabinetu młodszego z moich przełożonych.
                Tak, szczególnie przy próbach podrywu.

Carter 
                – Witaj, najdroższy – rzuciłem do Jamesa, wchodząc do jego gabinetu. Siedział nad jakimiś papierami, ledwo co podtrzymując nad nimi głowę. – Przyniosłem ci kawę i ciasto.
                – Tylko dlatego wciąż jesteś moim zastępcą – roześmiał się, zebrał papiery i wrzucił je do szafki. – Jestem taki chory, że zaraz zdechnę.
                – A nie dlatego, że jestem zabójczo przystojny?
                Popatrzył na mnie kpiąco i pokręcił głową, udając obrzydzenie.
                – Jeśli ktoś w tym pomieszczeniu jest zabójczo przystojny, to tylko ja – rzucił.
                Usiadłem naprzeciwko niego i postawiłem na biurku dwie kawy i ciasto, które mu od razu podsunąłem.
                – Nad czym pracowałeś? – zapytałem, ignorując jego słowa.
                – Interesujesz się naprawdę czy zagadujesz, bo nie masz tematu? – Uniósł jedną brew z kpiącym uśmiechem i wyjął z szuflady dwie tabletki, które popił gorącym napojem.
                – Nie mam tematu – przyznałem i popatrzyłem na niego. Miał przeszklone oczy i worki pod nimi, jakby tydzień nie spał. – Stary, jak tak dalej pójdzie, to będę musiał szukać grabarza. – Pokiwał głową, wydymając wargi.
                – Czuje, że to nastąpi w błyskawicznym tempie – mruknął, udając zmartwienie.
                – No szkoda, szkoda – przyznałem smutno. – Przepiszesz na mnie firmę?
                – Oczywiście. Dom, samochód i cały majątek też. – Poluzował krawat. – A ty za to nie postawisz mi nawet złamanego krzyża nad dołkiem, żeby ci starczyło na samochody i alkohol.
                 Pokiwałem głową.
                – Jesteś prawdziwym przyjacielem, James. Może i bym nie postawił, ale gdybym umarł, też bym ci coś przepisał. Na przykład długi, które bym przed śmiercią narobił.
                Spojrzał na mnie krzywo. Wstałem i podszedłem do jednej z szafek po drugiej stronie pokoju. Wyjąłem z niej Whisky i dolałem sobie trochę do kubeczka z kawą. Otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy ciche pukanie.
                – Proszę – odezwał się dopiero, kiedy schowałem butelkę i wróciłem na swoje miejsce.
                Uśmiechnąłem się kpiąco i odwróciłem w stronę drzwi, w których stała Katherine.
                – Przepraszam, ale mam dość pilną sprawę – powiedziała niepewnie.
                James kiwnął jej głową, żeby podeszła. Położyła przed nim jakąś umowę. Ręce jej się trzęsły i była wyraźnie zdenerwowana. Mam nadzieje, że to nie on tak na nią działa.
                – Umowa z tą firmą kończy się za miesiąc, a oni dopiero teraz przysłali propozycje przedłużenia, do tego chcą zmienić warunki. – Przekartkowała umowę, szukając właściwej strony i wskazała palcem na zaznaczone na żółto elementy. – Zamiast trzydziestu procent, jakie dostawali, żądają pięćdziesięciu oraz zwiększenia ilości reklam. Jeśli tego nie dostaną, rozwiążą umowę.
                James roześmiał się w głos, ale zaraz stwardniał.
                – Jasne, odpisz im, że dostaną sto – zakpił. – Odpisz im, że nie ma szans i skontaktuj się z naszymi prawnikami. Odstąpienie od umowy musi nastąpić minimum trzy miesiące przed jej końcem, został miesiąc, więc spóźnili się o dwa. W poprzedniej umowie był jakiś punkt o tym, że w takim przypadku są zobowiązani spłacić trzydzieści procent tego, co na nich wydaliśmy, niech księgowość policzy ile to będzie. – Złożył umowę i podał jej. – Informuj mnie na bieżąco.
                – Oczywiście, dziękuję – powiedziała i ruszyła do wyjścia.
                – Sprawdź czy mam jeszcze dziś coś do zrobienia, czy mogę iść w końcu do domu – mruknął do niej jeszcze, nie zaszczycając nawet spojrzeniem.
                – Nie masz, możesz już umrzeć – zawołałem do niego wesoło, na co zgromił mnie wzrokiem.
                Przyjaźniłem się z Jamesem, odkąd tylko pamiętam. To skończony palant i drań jakich mało. Gra takiego egoistę, że sam jakbym go nie znał, nie chciałbym na niego nawet splunąć. Przy mnie jest normalny, ale przy obcych staje się oficjalny i władczy, jakby tym chciał ukryć wszystkie swoje słabości. Przez to każdy ma do niego respekt, a wręcz się go boi. Jak Katherine, której ręce trzęsą się przy nim jak alkoholikowi.
                Jak na zawołanie, dziewczyna wróciła i oznajmiła, że James ma jeszcze jedno spotkanie, więc nie może wcześniej wyjść.
                – Nie – jęknął, kładąc głowę na biurko, jak tylko zamknęła za sobą drzwi. – Po co mi to było – westchnął.
                – Pojęcia nie mam. – Zamilkłem, ale zaraz nachyliłem się nad biurkiem i popatrzyłem na niego uważnie. – Wiesz, przepisz na mnie firmę już teraz, będziesz miał chociaż spokojne ostatnie dni. Poklepałem go po ramieniu.
                Pokazał mi środkowy palec, nie podnosząc głowy i wyjął z kieszeni telefon. Wybrał jakiś numer i zaczął dzwonić.
                – Matko – zaczął oficjalnie.
                Wywróciłem oczami i oparłem się z powrotem o fotel.
                – Potrzebuję, żebyś została dziś dłużej. Mam jeszcze spotkanie i nie wrócę o tej, o której planowałem. – Poczekał na odpowiedź. – Możliwe. Powiedz ode mnie Jane dobranoc. – Rozłączył się. Lubiłem słuchać, jak rozmawiał czasami z własną matką. Ja nie miałem ze swoją nigdy tak dobrego kontaktu. Elizabeth bardzo go kochała i zrobiłaby dla niego wszystko. Co innego Jonathan. – Nie mam już matki – mruknął.
                – Dlaczego?
                – Nie wykazała krzty zainteresowania moim ciężkim stanem.
                – Ja też nie.
                Podniósł głowę i zmrużył oczy.
                – Proszę o opuszczenie mojego gabinetu – powiedział obrażony i  sięgnął po laptopa.
                Wstałem i ruszyłem do drzwi.
                – I tak nigdy cię nie lubiłem – powiedziałem głosem obrażonego dziecka i wyszedłem, trzaskając drzwiami.
                Przeszedłem parę kroków i oparłem się bokiem o ścianę, zakładając ręce. Popatrzyłem na Katerine, wyglądającą przez okno. Jej włosy opadały falami na ramiona. Wyglądała dokładnie tak, jak tamtej nocy, kiedy ją poznałem. Stąd widziałem jej porcelanową cerę, zaróżowione policzki. Światła z za okien odbijały się w jej błękitnych oczach.
                Spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. Wyraźnie denerwowało ją, że na nią patrzę. Wróciła do biurka i zaczęła pisać coś w notesie. Podszedłem bliżej i oparłem się o drewnianą powierzchnie.
                – A może pójdziemy na drinka? – zapytałem, nie wiedząc, co jej powiedzieć.
                – A może dasz mi spokój, bo pracuję? – odpowiedziała słodko, splatając palce pod brodą.
                – Wolę dać ci co innego. – Mrugnąłem do niej.
                – Jesteś irytujący – stwierdziła i wróciła wzrokiem do notesu.
                – Zyskuje przy bliższym poznaniu. – Zabrałem jej długopis, żeby znów na mnie spojrzała. – Umów się ze mną, to zyskam. – Uśmiechnąłem się zalotnie. Miała kamienną twarz, ale widziałem, że w jej oczach błyszczały iskierki rozbawienia.
                – No dobrze – powiedziała z westchnieniem. – W takim razie spotkajmy się w moim pokoju o północy.
                Wyprostowałem się i spojrzałem na nią, unosząc jedną brew.
                – Ty też tam będziesz?
                – Nie. – Uśmiechnęła się. – Za to pitbull mojego sąsiada już tak.
                Roześmiałem się i włożyłem marynarkę.
                – Wiesz, gdzie mnie szukać, jeśli zmienisz zdanie – rzuciłem.
                – Dzięki, prędzej umówię się z Sarą.
                Dziwiłem się Jamesowi, że udaje kogoś, kim nie jest. Ale w końcu wszyscy jesteśmy aktorami. Wszyscy coś ukrywamy i nie chcemy, żeby nasze sekrety zobaczyły światło dzienne. Często oszukujemy nawet samych siebie. Nie byłem pewien czy ja tego teraz nie robię, starając się tak bardzo zwrócić uwagę tej dziewczyny. Z każdym jej zirytowanym spojrzeniem w moją stronę, coraz bardziej wątpię, że może cokolwiek pamiętać. Chyba, że pamięta, ale wcale tego nie chce.
                Idąc do windy, spojrzałem jeszcze przez ramie na blondynkę, ale miała cały czas tak samo niechętną minę. Wyszedłem więc bez słowa, wyciągając papierosa już w windzie. Może powinieneś odpuścić  – mruknąłem do siebie myślach. Może.

                – Jeszcze raz to samo? – zapytała barmanka, patrząc na mój pusty kieliszek.
                 Skinąłem głową i podsunąłem jej go bliżej.
                – Dużo pan pije – stwierdziła, nalewając mi. – Chyba jedna trzecia utargu jest od pana – zagadywała, śmiejąc się melodyjnie.
                Dużo pani gada – odpowiedziałem jej w myślach.
                – Możesz zostawić całą butelkę –powiedziałem zamiast tego.
                Pokiwała  głową i postawiła butelkę obok mnie. Zawsze kiedy tu przychodziłem, stawała za barem, zmieniając się ze swoim kolegą. Myślała chyba, że tego nie widzę. Cały czas ukradkiem mi się przyglądała, zagadywała. Skakała koło mnie jak głupia.
                – Jak się nazywasz? – zapytałem, przekrzywiając głowę.
                Rozpromieniła się i podeszła bliżej.
                – Monica – odpowiedziała i wyciągnęła do mnie rękę.
                – Piękne imię – mruknąłem, posyłając jej zalotne spojrzenie.
                Zrobiła się cała czerwona i zaczęła energicznie wycierać całkowicie suchy blat.
                – Pójdziesz ze mną na randkę?
                – Słucham? – zapytała, zastygając.
                – Zapraszam cię na randkę, Monico. – Posłałem jej zniewalający uśmiech.
                – Nie umawiam się z nieznajomymi – powiedziała, spuszczając głowę. Czułem żal w jej głosie i chciało mi się śmiać.
                – Cóż – zacząłem. – Na szczęście ja tak. – Podparłem głowę o dłoń. – Piątek o szóstej trzydzieści? –
                Wzięła ukradkiem głęboki oddech i spojrzała na mnie. Oczy jej błyszczały, ale starała się zrobić obojętną minę. Pokiwała w końcu głową, przełykając ślinę.
                – No okej, może być – powiedziała, trochę zbyt podekscytowanym głosem. Uśmiechnęła się. – Może zapisze ci mój numer.
                Pokiwałem głową zadowolony. Boże, jakie to było proste. Zbyt proste. Zapisała na kartce swój numer, wraz z imieniem i podała mi.
                Schowałem karteczkę do portfela, nie spuszczając z niej wzroku. Spąsowiała i znów spuściła głowę. Zaśmiałem się cicho i przechyliłem kieliszek, stojący przede mną, a później kolejny, kolejny i kolejny, aż usłyszałem za sobą głos najszczęśliwszego człowieka na świecie. Odwróciłem się i obrzuciłem Jamesa niechętnym wzrokiem.
                – Kontrola? – mruknąłem, wbijając wzrok w mój kieliszek z tequilą. Wypiłem go i nalałem kolejny. Westchnąłem. – Nie powinieneś być teraz super nianią? – zakpiłem.
                Byłem pewien, że to uderzy w jego czuły punkt i się odczepi, ale zamiast tego usiadł obok i popatrzył na mnie karcąco, jakby był co najmniej moim ojcem.
                – Musisz tyle pić?– mruknął.
                – Mogę nie pić – odpowiedziałem, wypijając kolejny kieliszek.
                – Więc nie pij. – Zabrał mi butelkę.
                – Widzisz, James – zacząłem, chcąc zabrzmieć profesjonalnie, ale odpuściłem sobie. – Sęk w tym, że lubię pić. – Wzruszyłem ramionami. Wziąłem butelkę i nalałem kolejny. – Zacieśniam więzy przy kieliszku. – Mrugnąłem do Monici.
                Uśmiechnęła się nieśmiało.
                – Nie pociągniesz długo na diecie alkoholowej, obaj to wiemy – syknął, ale nawet na niego nie spojrzałem. – Co się z tobą dzieje?
                – Mamoo – jęknąłem. – Uspokój się, jestem dorosły i wszystko jest jak zawsze. Przychodzę tu, żeby zdobyć dziewczynę.
                – A w moim gabinecie kogo chciałeś zdobyć, dolewając sobie alkohol do kawy? – zapytał retorycznie.
               
                – Ciebie. – Posłałem mu zalotne spojrzenie.
                 Westchnął, coraz bardziej zirytowany i spojrzał na Monice, która przysłuchiwała się naszej rozmowie.
                – Zapłacę – mruknął do niej i położył na stole banknot. – Wstawaj. – Pociągnął mnie za rękę.
                – Hej, to nie z tobą chciałem dziś stąd wyjść – roześmiałem się.
                – Zamknij się – warknął i pchnął mnie w kierunku drzwi.
                Nie odzywał się do mnie przez pół drogi. Przymknąłem oczy. Dopiero odczułem tempo, w jakim piłem. Zrobiło mi się niedobrze i zaczęło kręcić w głowie. Jazda Jamesa nie pomagała mi w najmniejszym stopniu. Wyszukałem na oślep przycisku i uchyliłem sobie okno .
                – Jak obrzygasz mi samochód, znajdę cię choćbyś się zakopał pod ziemią – mruknął w końcu.
                Uchyliłem jedno oko. Zerkał na mnie co chwila. Roześmiałem się cicho. Był wściekły jak osa. Boże, jego zdenerwowanie jest takie zabawne.
                Zamknąłem na powrót oczy i chyba odleciałem na chwilę, bo usłyszałem cokolwiek dopiero, kiedy poczułem szarpanie. Westchnąłem i popatrzyłem na Jamesa, nachylającego się nade mną. Wyjrzałem przez szybę – nie byłem u siebie.
                – Nie mam dziś ochoty na piżama party, James – powiedziałem głosem nastolatki.
                – To zamów sobie taksówkę, śmiało – burknął i poszedł w kierunku drzwi wejściowych.
                – Bardzo chętnie – powiedziałem do siebie i zacząłem szukać telefonu po kieszeniach. Nie było go tam, tak jak portfela. Zaśmiałem się do siebie. Głupi dupek. Wyszedłem z samochodu i trzasnąłem drzwiami tak, żeby dokładnie to słyszał.
                – Cześć, kochany – usłyszałem, jak tylko przekroczyłem próg. Elizabeth podeszła do mnie i przytuliła czule. – Wszystko w porządku? – Spojrzała na mnie matczynym wzrokiem.
                – Elizabeth, przy tobie odchodzą ode mnie wszystkie problemy świata. – Uśmiechnąłem się do niej przekornie.
                Roześmiała się i zaczęła ubierać.
                – Byłeś u lekarza? – zapytała troskliwie.
                – Jasne.
                – I co? Skierował cię na badania?
                – Tak, może jutro zrobię, jak szef da mi wolne – zaśmiałem się, żeby ukryć zdenerwowanie.
                Uśmiechnęła się znacząco w stronę Jamesa.
                – Spróbowałby nie. Zostawiłam wam obiad w lodówce. Do jutra – powiedziała przyciszonym głosem.
                – Dzięki, mamo, na razie – powiedział, idąc w stronę jednego z pokoi. Zajrzał do niego tylko, popatrzył chwilę i zamknął cicho drzwi. – Chodź, zjesz coś.
                Westchnąłem i przeszedłem przez długi hol, żeby wejść do kuchni. Rzuciłem płaszcz na najbliższe krzesło i podszedłem do szafki, w której zawsze są napoje. Wyjąłem pierwszy lepszy, a James zajrzał do lodówki, z której wyjął jakieś pojemniki. Zaczęło mi się znów kręcić w głowie.
                – Zamów mi taksówkę – poprosiłem. Spojrzałem na stół, na którym były porozwalane papiery. Podszedłem bliżej i sięgnąłem po kartkę, na której było przyklejone zdjęcie starszego mężczyzny.
                – Nie, bo musimy porozmawiać – powiedział karcąco.
                Wywróciłem oczami i przyjrzałem się facetowi na zdjęciu. Wydawał mi się znajomy, więc przeczytałem też imię i nazwisko. Kiedy skojarzyłem i je, z twarzy odeszła mi cała krew. Zrobiło mi się słabo. Usiadłem na najbliższym krześle i patrzyłem się chwile tępo w siwiznę starszego faceta.
                – Co to jest? – zapytałem Jamesa w końcu.
                – Nie zmieniaj tematu, okej? – Chyba był w trakcie jakiegoś wywodu, którego nie słyszałem. – Propozycje współpracy, CV, nie wiem, zapomniałem dziś wziąć do firmy. A co?
                Pokręciłem głową i znów spojrzałem na zdjęcie.
                – Znasz go? – Podszedł do mnie i popatrzył na kartkę.

                – Nie, wiesz. Nie za dobrze. – Nabrałem powietrza. – Spaliłem mu tylko dom.

~*~

Jak zwykle obsuwa, za którą bardzo przepraszam, ale tym razem to złośliwość rzeczy martwych. Akurat 5 lutego, kiedy miałam wstawiać rozdział, mój laptop postanowił się na mnie wypiąć. Cudem udało mi się odzyskać z niego pliki kiedy już się uruchomił, ale udało, więc oto i jest. 
Jest bardzo dużo dialogów, wiem, ale chciałam tym bardziej przybliżyć bohaterów i ich styl bycia. Dlatego też rozdział jest w połowie z perspektywy Katherine i w połowie z perspektywy Cartera, dzięki któremu pojawia się też James.
Rozdział czwarty pojawi się 19 lutego. Mam nadzieję, że się do tej pory nie zniechęcicie :) 
Chciałabym po raz kolejny podziękować za wszystkie miłe komentarze. Na niektóre odpowiedziałam, na niektóre zabrakło mi już czasu, ale przeczytałam wszystkie(nawet po kilka razy, wariatka) i bardzo się cieszę, że jesteście i na dodatek Was przybywa! :) 
Bardzo dziękuję i do zobaczenia w piątek za dwa tygodnie :)

20 komentarzy:

  1. Hej! Czyżbym była pierwsza? :D

    Rozdział zaliczam jak najbardziej do udanych, może nic takiego się nie działo, ale potrafisz zrobić taki jakiś klimat, który bardzo lubię (nie wiem nawet jak to opisać).

    Co do samej treści, obaj panowie są niezwykle intrygujący. Niby są całkiem inni, a jednak trochę podobni. Widziałam w zakładce z bohaterami, że jest jakaś mała dziewczynka. Czyżby to córka Jamesa? Jakaś tajemnica? No i kim jest matka małej Jane? Zastanawiam się też nad Carterem. Gość ma chyba początki alkoholizmu. Takie choróbsko ma zawsze podłoże psychiczne, więc co takiego wydarzyło się w jego życiu? Nurtujące pytania. :D

    Ale żeby nie było tak słodziaśnie to powiem szczerze, że rzuciło mi się w oczy kilka błędów. Nie będę ich wypisywać, bo na telefonie jest to dość niewygodne. Zwróć uwagę na przecinki i końcówki, jak 'ą', 'ę', to małe rzeczy, ale trochę denerwujące jest, gdy ich nie ma.

    Pozdrawiam serdecznie! Xx
    OCZY w OGNIU

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James, Carter i Katherine są jedną wielką tajemnicą :) Wyłapałam ile się dało i poprawiłam - czytam rozdziały tysiące razy przed wstawieniem i tyle samo razy coś dopisuje, usuwam, przekształcam, ale zawsze i tak coś zostanie :)/
      Dzięki za komentarz i również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Zaklepuje to miejsce dla siebie :D dziękuję za komentarz u mnie,cieszr się źe ci się podoba. Twój rozdział przeczytam na dniach bo ostatnio też źle się czuję i nie mam na nic ochoty. Cieszę się że oglądałaś K3G tyle razy bo kocham ten film! (Tu pytanko: lubisz bollywoody?;) jeśli chodzi o piosenkę to sama ją wymyśliłam ale w dużym oparciu o piosenkę 'Kabhi Khushi Kabhie Gham' i 'Suraj Hua Maddham'. Mam nadzieję że dalsze rozdziały feż ci skradną serce. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc przeczytałam ;) Powiem Ci,że na samym początku rozdziału dodałaś opis tłoku w windzie jakiego wprost nienawidzę. W ogóle nie lubię wind. Szczerze? Boję się nimi jeździć. Zawsze mam wrażenie,że zatrzyma się i nie ruszy albo zarwie i nie wiadomo co jeszcze. Chciałam przeczytać ten moment z zamkniętymi oczami ale tak się nie da :/. Z tego co zrozumiałam Kath pracuje w jakimś biurze,mam rację? Powiem ci,że ten jej szefuncio czy kto to tam był nie spodobał mi się. Wiadomo że jak jest się nowym to nie można od takiej osoby wymagać by za raz wiedziała gdzie leży 'Azja'(czyli w skrócie gdzie co jest wykute od A do Z). To dziwne dla mnie,ale jakoś to przełknę. Strasznie zdenerwowało mnie zachowanie Cartera. Jeśli dziewczyna mówi do chłopaka idź nie chcę cię znać to powinien to pojąć,ale w dzisiejszych czasach wszyscy chłopcy i niektórzy mężczyźni tacy są. Co zrobić? I to 'Fajne masz nogi. Mogę dotknąć?: obrzydliwe. Fu! No ale cóż...jak ktoś jest nie wychowany to co mamy zrobić? To już chyba tyle. :)
      Ps. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić że u ciebie postać Katherine Pierce 'gra' Candice a nie Nina. Kwestia przyzwyczajenia :***

      Usuń
  3. No proszę. Robi się coraz bardziej ciekawie. Zaskoczyłaś mnie tym, że Carter jest zastępcą Jamesa. Nie spodziewałam się tego, ale jak pojawił się w firmie, to podejrzewałam, że tak, to on może nim być. Fajnie, będzie więcej okazji do spotkania jego i Kat. Najpierw omówię Cartera, bo chwilowo, to moja ulubiona postać. Naprawdę miło się zachował wobec Kat, gdy pokazał jej, co i jak. Szkoda, że Rose tego nie zrobiła, a James chciał, aby poradziła sobie sama. Rozumiem, że musi być cwana i umiejętna, ale podstawy wypadałoby wyjaśnić — nic w tym dziwnego. Tutaj Carter okazał się dobrym serduszkiem. Jego relacje z Jamesem mi się podobają. No i możemy też nieco bliżej poznać samego Jamesa, który okazał się nie taki zły. Właśnie tak podejrzewałam, że dla nowo poznanych osób to dupek, ale jakby być z nim bliżej, to troskliwy z niego kumpel. Dba o Cartera, a takie docinki u przyjaciół są tylko oznaką sympatii. Czyżby Carter miał problem z alkoholem? I ma zrobić badania. Jest na coś chory? Mam nadzieję, że nie poważnie, a jeśli tak, to będę płakać, bo ja naprawdę, naprawdę mocno polubiłam jego postać, a to nie lada wyczyn, przecież to dopiero trzeci rozdział, a ja go kocham! Wcale nie dlatego, że to Ian użycza mu wizerunek, po prostu jest świetny.
    Co do Jamesa, to mówiłam — nie taki diabeł straszny, jak go malują. Czyżby Jane była córeczką wielkiego szefa? Myślę, że tak. No to ciekawie, ciekawie, nie powiem. Ma dobrą mamę, to widać. Niech się cieszy XD. Kocha go, kocha, tylko duży jest, sam o siebie niech dba. Facet dwa razy kichnie i już obłożnie chory.
    Myślę, że Kat powinna dać szansę Carterowi, a jeśli przypadkiem, jednak spotka się Jamesowi, to będzie problem u przyjaciół. A! Bym zapomniała. Carter coś tam o niej wspominał, że może nie pamięta. Czy oni już wcześniej się widzieli? Kurczę, tyle pytań!
    Co ja mogę powiedzieć? Uwielbiam takie historie i choć to dopiero początek, to jeden z moich ulubionych blogów. Ja bym już chciała wiedzieć, jak to się zakończy. Najbardziej będę cierpieć, jeśli jednak okaże się, że tak, to mega romans i Kat będzie musiała wybierać, a ja polubię tego i tego. Złamane serce i te sprawy! Czekam na więcej, oj, czekam!
    Pozdrawiam, CM Pattzy!

    http://niewinne-grzechy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że zdania na temat Cartera są mocno podzielone. Część z Was ma go za obleśnego łajdaka, a część go uwielbia. Cieszę się, że jesteś w tych drugich i oby inni też się przekonali, bo to wcale nie ma być negatywna postać :) Zapewniam, że dostaniesz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, na niektóre nawet w najbliższym rozdziale, więc zapraszam :)
      To bardzo miłe, że zaliczasz moje opowiadanie do jednego z ulubionych, to dla mnie wiele znaczy. Dziękuje i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Kolejny rozdział świetny. Jednak sprawdziły się moje domysły a propo Cartera. Jak opisywałaś miejsce pracy Kat, od razu pomyślałam jak wspaniale tam musiało być. Carther i James to chyba moje ulubione postacie :) Bardzo miło ze strony Carthera, że pomógł Kat, gdy została lekko zignorowana i upomniana przez James. Przeprasza, że tak krótko, ale musze kończyć

    OdpowiedzUsuń
  5. Dotarłam. Co prawda z małym opóźnieniem. Rozdział przeczytałam już jakiś czas temu, ale nie miałam kiedy napisać komentarza. Oczywiście już naprawiam swój błąd :)

    Według mnie, był to najlepszy rozdział jaki do tej pory opublikowałaś (co prawda nie było ich jeszcze zbyt wiele, więc nie ma też i dużej konkurencji). Może magia tego rozdziału polega na tym, że z rozdziału na rozdział lepiej poznajemy bohaterów, no i również zaczynamy pałać sympatią co do niektórych osób?

    Strasznie spodobało mi się to, że połowa rozdziału była pisana z perspektywy Cartera. Zresztą, postać tego mężczyzny intryguje mnie coraz bardziej. On ma jakiś związek z Kat, tylko wydaje się, że dziewczyna w ogóle go nie kojarzy. Do tego o co chodzi z badaniami? Czy Carter choruje na coś poważnego? Naprawdę zastanawiam się o co w tym wszystkim chodzi. Rozbudziłaś moją ciekawość do tego stopnia, że gdyby na Twoim blogu były już dalsze rozdziały to zapewne od razu bym je pochłonęła :)

    James z kolei gra kogoś innego niż tego kim naprawdę jest. Stawiam, że na pewno ma jakieś powody ku temu. I ta dziewczynka, Jane, którą opiekuje się matka Jamesa. To jego córka? Jeśli tak… to kurczę robi się naprawdę ciekawie. W takim układzie zastanawiam się co się dzieje z matką tej małej.

    Bardzo czekałam na to, jak poradzi sobie główna bohaterka w pracy w tak wielkiej korporacji. Cieszę się, że Carter też tu pracuje i wprowadził dziewczynę w tajniki firmy. Samej pewnie długo by jej z tym zeszło, narażając się przy tym na gniew szefa. Teraz nie będzie jej już nic nie mógł zarzucić. Skończy się jedynie na tej małej wpadce z kawą. Swoją drogą strasznie spodobała mi się ta scena. Biedna blondynka biega po mieście w poszukiwaniu kawy a tu się okazuje, że kawiarnia była tuż pod jej nosem. No cóż, człowiek uczy się na błędach :) Wydaje mi się, że Kat nada się do pracy w tym miejscu i sobie będzie świetnie radziła.

    Rozdział nieco dłuższy niż ostatnio. I bardzo dobrze. Jednak ja i tak czuję niedosyt. Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się już tego 19 :)

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planuję częściej pisać z różnych perspektyw - skoro to ma tak pozytywny odzew. Łatwiej jest wtedy poznać ową postać, można się więcej o niej dowiedzieć.
      Katherine poszło gładko pierwszego dnia, ale mogę zapewnić, że jeszcze nie raz będzie musiała wykazać się nie lada umiejętnościami, żeby się tam utrzymać :)
      Z biegiem rozdziałów na pewno poznasz odpowiedzi na swoje pytania. Mam nadzieję, że kolejne będą dla Ciebie równie interesujące i zostaniesz z nami. :)
      Dziękuje bardzo za komentarz - zawsze uwielbiam je czytać. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczyłam na więcej Cartera i w tym rozdziale dostałam to, czego chciałam a nawet jeszcze więcej. Nie spodziewałam się, że do opowiadania włączysz także jego narrację. Jako, że w tym momencie jest to mój ulubiony bohater, to kibicuję mu z całego serca. Nie rozumiem, czemu Kat, go tak strasznie spławia. Jego sposób bycia, może owszem być czasem denerwujący, ale w końcu mężczyzna bardzo jej pomógł i naprawdę jest dla niej dobry. James jak na razie jest dla mnie jedną wielką zagadką. Chyba nie wypowiem się na razie na jego temat, bo potrzebuję o nim więcej informacji. Wydaje mi się tylko, że jest nieco bardziej rozgarnięty niż Carter. I z pewnością bardziej poważny. Zastanawiam się też kim jest Jane i dlaczego opiekuje się nią matka Jamesa. A co do głównej bohaterki. Myślałam, że ciężej jej się będzie odnaleźć w tej firmie – no ale zawsze jest pomocny Carter. I jeszcze ta końcówka… czy mój ulubieniec byłby w stanie spalić komuś dom? Czy to tylko jego specyficzne poczucie humoru?
      Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i dalszy rozwój wydarzeń.
      Życzę mnóstwo weny

      Usuń
    2. Wprowadziłam taką narrację, żeby lepiej można było poznać bohaterów, ich sposób bycia, myślenia, otoczenie. Z biegiem rozdziałów na pewno będziecie mogli też przeczytać co-nie-co z punktu widzenia reszty z bohaterów - może nie wszystkich, ale tych istotniejszych - tak.
      Na część Twoich pytań na pewno otrzymasz odpowiedzi w następnym rozdziale, na resztę w kolejnych. Nic nie zostanie niewyjaśnione - to jest pewne :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  7. Rozdział świetny! Piszesz naprawdę fantastycznie co powoduje, że przyjemnie mi się czyta. Każdy rozdział lepszy od poprzedniego. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tworzysz bardzo przyjemną atmosferę. Pogłębia ona chęć do czytania coraz to lepszych wpisów.
    Pisanie z perspektywy różnych bohaterów zawsze jest ciekawsze.
    Plusik tak ode mnie za "dużo" Cartera w rozdziale.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ ten Carter mnie wkurza! Tzn wkurza jako facet, bo jako postać jest świetny. Uwielbiam jego teksty. Bawią mnie i są charakterystyczne. Przyjemnie mi się czyta te fragmenty z nim. Ale jako facet, mężczyzna, osoba, z którą mogłoby się iść na randkę jest straszny. Sposób, w który chce poderwać Kath mnie normalnie powala na podłogę i to w tym złym sensie. Narzuca jej się bez przerwy, wali takimi tekstami, że aż żal tego słuchać i ja nie wiem, co on zamierza osiągnąć. Chyba tylko zrazić ją do siebie. Mam wrażenie, że na siłę robi z siebie takiego debila. Jeszcze te bezczelne komplementy o nogach i w ogóle. Nie no ja mam nadzieję, że Katherine się na to nie złapie, bo facet jest totalnie do bani:D Może jakby się przestał wydurniać, to coś by z tego było.
    Natomiast podoba mi się Relacja Cartera z Jamesem. Nie lubię Jamesa, jest wredny i zbyt wymagający, ale rozmowy obu panów są świetne. Nie zazdroszczę Kath szefa. Mam wrażenie, że nie bardzo będzie doceniał jej pracę...
    Czekam na kolejny!
    I zapraszam do siebie;)

    OdpowiedzUsuń
  10. "- Ja też nie. - Podniósł głowę" - mówi C, a reakcja jest J, dlatego ta reakcja powinna być od nowego akapitu. Dużo razy było to błędnie napisane, przez co wyszło takie masło maślane i czasami się musiałem zastanawiać kto co mówi, bo reakcja jest kogoś innego, a słowa kogoś innego.
    "powiedziałem do siebie myślach" - w myślach
    Ten rozdział mnie nieco zmęczył, bo było dużo dialogów, a brakowało mi opisów. Szczególnie opisów bohaterów, ich ubioru i ich reakcji.
    Carter to niedojrzały typek, ale wydaje mi się, że ma powód by takim być. Może jest śmiertelnie chory i korzysta z ostatnich dni życia najlepiej jak umie, czyli zapijając problemy.
    Natomiast James chyba jest samotnym ojcem, czyli żona od niego odeszła z większego lub mniejszego powodu i zostawiła mu córkę. Obawiam się, że przez te prywatne problemy facet się tak wyładowuje na pracownikach i przez to też jest taki zimny.
    Czas pokarze czy moje przypuszczenia okażą się choć jednym procencie trafione.

    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. W samym wstępie, proszę o wybaczenie, ale natłok pracy zawalił się na mnie i nie dotykałam laptopa. Naprawdę nad tym ubolewam :( Rozdział oczywiście przeczytałam na komórce ( Potem chodziłam niczym Zombie) ale nie wyobrażam sobie pisania na niej komentarzy. Wracając do samego tekstu, jak zwykle jest rewelacyjny. Sama nie wiem dlaczego, ale czuję jakąś zawiłą sympatie do Jamesa, choć wiem jaki On jest. Może i wyżywa się na innych, może i jest specyficznie nastawiony do Kat, ale jest potrzebny. Każdy bohater musi mieć kogoś kto wylewa na niego kubeł zimnej wody. (*Mamrocze pod nosem* Ja wiem, że ona będzie wybierać między nim a Carterem)
    Em. Okej. Sytuacja i zachowanie powyżej wymienionego Carta, och. Boskie, jak zawsze *^*
    Przepraszam, ze nieskładny, krótki i dziadowski komentarz, ale nadal trzyma mnie romantyzm walentynek i nie mogę się skupić.
    Przepraszam,przepraszam,przepraszam.
    Pozdrawiam
    Sly.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dotarłam wreszcie. Dwa dni bez Internetu i nagle wszyscy piszą rozdziały. Nie żeby było to coś złego, ale już trochę nie wyrabiam :D.
    Podobał mi się ten rozdział. Dzięki niemu można spojrzeć trochę inaczej na bohaterów, w szczególności na Jamesa i Cartera. Ten drugi wzbudził we mnie w końcu odrobinę sympatii, pomagając Kat w nowej pracy. Trochę mnie dziwi, że nikt inny tego nie zrobił, podstawy wypadałoby przedstawić. Na szczęście nasz Carter to zrobił. Nie spodziewałam się, że będzie zastępcą Jamesa ani żeby ktoś taki pracował w podobnym miejscu na wysokim stanowisku. Kompletnie mi to do niego nie pasuje. Co do Jamesa to okazał się nie być taki zły, jak wydawał się na początku. Cieszy mnie to, bo z jakiegoś powodu polubiłam go już wcześniej. Wiedziałam, że nie jest z niego taki burak, na pewno nie zawsze. Przedstawiłaś go jako całkiem troskliwego kolegę, co oceniam na plus. Zmartwiła mnie tylko ta wzmianka o badaniach u Cartera. Czyżby był na coś ciężko chory? Zapewne wyglądałoby to ciekawie w opowiadaniu, ale nie chciałabym, żeby finalnie wykitował ;).
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja tam uwielbiam Cartera, nie wiem czemu. Jego teksty są genialne i nie raz czytając ich wymianę zdań uśmiechałam się głupkowato do monitora. Mam nadzieję, że mi wybaczysz takie opóźnienie z tym komentarzem bo ty u mnie jesteś zawsze punktualnie i mam wyrzuty sumienia, że tak zaniedbuję wszystko... Zdecydowanie doba powinna mieć więcej godzin niż 24.
    No ale przechodząc do rozdziału. Widzę, że Kat jakoś odnajduje się w nowej roli, a zaloty Cartera może i są wkurzające ale urocze :D Zastanawiam się co miał na myśli mówiąc, że ona o czymś nie pamięta i jestem bardzo tego ciekawa.
    Co do organizacji miejsca pracy i nowych sprzętów. Czytając o karcie od razu pomyślałam o Twojej nowiutkiej karcie :D I dostrzegłam pewne podobieństwa w wyglądzie :D Tak, jest boska! Ale ja pozostanę przy swojej czarnej z kocimi oczami :D No i gdyby nie Carter to chyba tak szybko by sie nie połapała w tym wszystkim! Więc cieszę się, że go doceniła :P Już nic nie będę mówić o tym wyrywaniu na boku niejakiej Monic :D Przymknę na to oko :D
    Co do Jamesa to jestem bardzo ciekawa co kryje się za jego zachowaniem, wywołuje we mnie wiele pytań, intryguje i choć Carter już kradnie moje serce, to James też nie jest mi obojętny :D
    Uf, mam opóźnienei ale nowy rozdział na szczęście już jutro i w tym złym dobre jest to, że nie będę musiała długo czekać na nowość!
    Czekam kochana i powiem Ci w tajemnicy, że już zaczynam pracować nad nowym szablonem dla Ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam!
    Carter jest zastępcą Jamesa, tym lepszym jeśli chodzi o tą dwójkę! Fajnie, że pomógł Kati się zaaklimatyzować i oswoić z pracą ludźmi i budynkiem. W pierwszych dniach nowej pracy taka pomoc jest nieoceniona. Powoli łapie punkty :)
    Podobał mi się opis gabinetów, fajnie, ze opisujesz takie rzeczy, czytelnik ma możliwość sobie wyobrazić tego o czym mówisz, dobrze, ze nie są to tylko suche dialogi!
    Podoba mi się relacja Jamesa i Cartera, fajnie się dogadują, jak stare dobre małżeństwo, choć w przypadku obu panów to porównanie jest trochę nietrafione.
    Monica z baru, no nie musiał się zbytnio natrudzić, zeby zdobyć jej numer. Z Kat nie idzie mu tak łatwo!
    O co chodzi z tym lekarzem i badaniami? Czyżby Carter na coś cierpiał i dlatego tak często sięga po alkohol? Mam nadzieję, że się mylę
    http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń