sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 4

Carter 
                – Podwójna Mokka z gorzką czekoladą – powiedziała z pamięci kelnerka, stawiając przede mną kawę.
                Byłem w jednej z topowych restauracji, gdzie szklanka głupiej wody kosztowała dziesięć dolców. Nie miałem jednak wyjścia, skoro to właśnie tu udał się Martin.
                Kiwnąłem dziewczynie w podziękowaniu i zwróciłem na nowo wzrok w kierunku starca siedzącego kilka stolików dalej. Obserwowałem każdy jego ruch, starając się zrozumieć, co do cholery tutaj robi.
                Pił kawę i czytał gazetę, nieświadomy mojego spojrzenia. Co chwila pisał coś na telefonie, rozglądając się nerwowo.
                Muszę przyznać, że zmienił się od naszego ostatniego spotkania. Zawsze miał duże pieniądze, nie do końca legalne, ale nigdy na takiego nie wyglądał. Teraz wręcz przeciwnie. Chodzi w garniaku ze smartfonem w ręku i szasta kasą na prawo i lewo.
                – Co robisz? – usłyszałem.
                Janett usiadła na krześle naprzeciwko mnie, zasłaniając mi cały widok. Skrzywiłem się.
                – Śpiewam i tańczę, a na co ci to wygląda? – prychnąłem opryskliwie.
                Zdjęła swój płaszcz i przewiesiła torebkę przez oparcie.
                Wzruszyła ramionami i zaczęła przeglądać kartę. Jednocześnie facet zaczął się szykować do wyjścia – rzucił na stół banknot i zniknął w tłumie, który właśnie wparował do restauracji. Zakląłem cicho pod nosem. Niczego się nie dowiem.
                Janett patrzyła na mnie z uniesioną brwią i niemym pytaniem, czy czasem mnie nie popierdoliło. Zignorowałem ją i upiłem spory łyk chłodnego już napoju. 
                – Przyniosłam to, o co prosiłeś – powiedziała w końcu. Podała mi czarną teczkę.
                Wziąłem ją i przekartkowałem papiery do wypełnienia.
                – Dzięki, zawsze można na ciebie liczyć.
                Uśmiechnęła się i wróciła wzrokiem w kartę.
                Janett trzęsła całym działem prawnym w naszej firmie, więc bądź co bądź, byliśmy blisko. To fajna dziewczyna, taka, z którą można było porozmawiać o wszystkim i robić wszystko. No i była chyba jedyną kobietą, którą znam, która nie mówi jaka to jest brzydka i nie wymyśla sobie biliona powodów do złego nastroju.
                Może i miała powód, bo była naprawdę bardzo ładna. Mimo, że nie miała dwudziestu lat, wyglądała jak modelka. Idealna figura, cera, włosy, wszystko. Pewnie pół wypłaty  idzie jej na te kosmetyczki i innych szarlatanów. Jak dla mnie może być, przynajmniej jak nosi te swoje kuse kiecki albo wpół rozpięte koszule, to jest na co popatrzeć.
                – Co w firmie? – zapytałem.
                – Może jakbyś pracował, to byś wiedział. – Posłała mi zjadliwy uśmiech. – Nie byłeś w firmie od wtorku.
                – Nie miałem czasu – rzuciłem lekko, bawiąc się łyżeczką.
                – Jamesa przekonał ten argument? – zapytała retorycznie. Odłożyła kartę i nachyliła się nade mną. – Wiesz, jaki Jonathan jest cięty na wszystkich, robi potężny odsiew już drugi tydzień. Chcesz być kolejną osobą, która wyjdzie z firmy z kartonem?
                – James mnie nie zwolni.
                – Nawet James widzi, że od miesiąca olewasz wszystko. Nigdy tego nie robiłeś, przecież kochasz te robotę. To dzięki tobie mamy większość kontraktów.
                Wywróciłem oczami.
                – Niech mnie zwalniają, będę miał chociaż spokój – stwierdziłem krótko.
                Przekrzywiła głowę i popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
                – Tak? I co wtedy zrobisz?
                – To oczywiste – prychnąłem od razu. – Otworzę motel pod landrynką.
                Chciała coś odpowiedzieć, ale kelnerka weszła jej w pół słowa, za co miałem ochotę ją uściskać. Blondynka zamówiła sobie jakiegoś kurczaka i kawę, marszcząc tylko na mnie brwi, kiedy powiedziałem, że ja nic nie chcę.
                Ruda dziewczyna, która wcześniej podawała mi kolejną kawę odeszła w stronę zaplecza, uśmiechając się sztucznie.
                – Ty w ogóle coś jesz? – wypaliła, kiedy tylko zwiększył się dystans między nami, a nią. – Strasznie schudłeś.
                – Odchudzam się, bo chcę pożyczać twoje sukienki. – Posłałem jej czarujący uśmiech.
                Odpuściła sobie dalsze wypytywanie. Mówiła już tylko o kilku sprawach w firmie, nowo otwartych knajpach i że muszę się przejechać jej samochodem, bo coś jej „stuka”. Po godzinie zapłaciłem za nas oboje, dostając gromki protest i wyszedłem.
                Na pewno już tu nie wrócę. Nie ma opcji.
                W połowie drogi do auta poczułem wibracje w kieszeni. Z westchnieniem wyjąłem telefon.
                – Gdzie do cholery jesteś? – usłyszałem warknięcie w słuchawce, zanim jeszcze dobrze przyłożyłem ją do ucha.
                Wyjąłem papierosa i zapaliłem, zanim odpowiedziałem.
                – Mam dzisiaj dzień w Spa – rzuciłem. – Coś nie tak?          
                – Jutro jest  firmowy bankiet, a ty miałeś załatwić salę i catering. – Słyszałem, jak dziewczyna gdzieś biegnie. Echo jej szpilek odbijało się od marmurowej podłogi. – Jonathan jest wściekły, o Jamesie nie wspomnę, a ciebie nawet tu nie ma. Czepiają się o to do mnie.
                – Wiesz, tak naprawdę, to ty miałaś załatwić salę i catering – mruknąłem, przysiadając na murku. W zamian dostałem milczenie.
                – Jak to ja? – jej ton nagle złagodniał.
                No niemożliwe – mruknąłem do siebie w myślach, przewracając oczami.
                – Przestań pieprzyć, Carter, nikt mi o tym nie powiedział – wzburzyła się znowu.
                – To nie należy do moich obowiązków, oboje dobrze to wiemy, Katherine – burknąłem. – Masz to w terminarzu. – Westchnąłem na jej milczenie. – Załatwię to i wezmę na siebie to opóźnienie, ale następnym razem nie możesz przeoczyć czegoś takiego i mieć potem pretensje do mnie.
                – Dzięki – powiedziała w końcu, notabene bardzo przyjemnie, urażona tą mini–reprymendą i rozłączyła się.
                Popatrzyłem w ciemny ekran, nie wiedząc co myśleć.
                To nie jest ta sama dziewczyna, którą znałem – stwierdziłem w myślach. – W tej Katherine, nie ma nic z jej dawnej wersji i niemiłosiernie mnie to wkurwia.
                Potrząsnąłem głową, jakby to miało odgonić ode mnie myśli i znalazłem w telefonie numer osoby, która mogła uratować jutrzejszy wieczór.
                – Georgia? – odezwałem się słodko, kiedy odebrała.
                Georgia była właścicielką kilkunastu hoteli i restauracji w Nowym Jorku – i to tych największych. Ponad to, była kiedyś moją dziewczyną – która wciąż ma do mnie ogromną słabość.
                – Ten ton zdecydowanie oznacza, że czegoś chcesz – zaśmiała się. – Dziękuje, Maria, możesz iść – powiedziała, odsuwając się nieco od głośnika. – Czego potrzebujesz? – zwróciła się z powrotem do mnie.
                – Nic wielkiego. Potrzebuję na jutro bankiet na pięćset osób – powiedziałem lekko.
                Roześmiała się w głos.
                – Wiesz, że to niemożliwe.
                – Wiem, że potrafisz uczynić to możliwym.
                Westchnęła i milczała przez chwilę.
                – Dobra – powiedziała w końcu. – Dobra – powtórzyła, bardziej do siebie. – Wcisnę was do Explore. Wiesz, gdzie to jest.
                – O tak – powiedziałem z uśmiechem, bo wiedziałem, do czego pije.
                Wypytała kto ma być na tym bankiecie, żeby wiedzieć, jakie menu dobrać. Nie było już czasu, żebym robił to ja czy James. Na koniec powiedziała, że jestem jej wielkim dłużnikiem i rozłączyła się.
                Załatwione – napisałem do Katherine, ale zanim zdążyłem wysłać, telefon wypadł mi z ręki. Zrobiło mi się niedobrze, słabo, zaczęło huczeć w głowie.
                Poluzowałem krawat i nabrałem parę głębokich oddechów, ale to nic nie dawało. W zamian za to, zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Zaraz zemdleje – pomyślałem, kiedy poczułem czyjąś rękę na ramieniu.
                – Proszę pana? – usłyszałem. Wszystko tak wirowało, że nie byłem w stanie zobaczyć nawet kto to. – Dobrze się pan czuję? – Mężczyzna potrząsnął mną lekko. Potem mówił coś jeszcze, ale jego głos odbijał się jak pod wodą.
                – Tak – wymamrotałem cicho, a później wszystko zniknęło, jakby ktoś nagle wyłączył telewizor.

                Kiedy wszedłem do domu mojego przyjaciela, zastała mnie taka cisza, że zacząłem zastanawiać się czy dobrze trafiłem. Rozejrzałem się – zdecydowanie dobrze trafiłem. Jego dom był jedyny w swoim rodzaju. Mimo tego, że wszędzie były białe, szare albo kremowe ściany – było czuć tutaj ciepło.
                Przed sobą miałem hol. Po lewej stronie, były drewniane schody, w ciemno brązowym kolorze. Po prawej była wbudowana w ścianę szafa z lustrem. To tam wkładało się wszystkie płaszcze, kurtki, buty i tego typu rzeczy. Dalej nie było nic, prócz dwóch par drzwi po przeciwnych stronach.
                Po lewej był pokój małej Jane, po prawej jedna z dwóch łazienek.
                Ja poszedłem na wprost, mijając obie pary szarych drzwi. Na samym końcu po prawej stronie, była oddzielona kolumną, nowoczesna kuchnia.
                Wszystko w niej było w ciemno–brązowym kolorze, prócz blatu, który był biały, szarej lodówki, mikrofalówki i piecyka.
                Spojrzałem powyżej niego, gdzie była płyta indukcyjna i zauważyłem na niej czajnik, w którym dalej gotowała się woda, a raczej jej resztka. Dymiło się, jakby coś się tam paliło. Z westchnieniem przycisnąłem wyłącznik i oparłem się o wyspę, która oddzielała kuchnie od salonu.
                 Uwielbiałem salon Jamesa, to był jeden z moich ulubionych pokoi. Był ogromny, podzielony na dwie części. Po lewej stronie, na całej ścianie, były półki z książkami – a ściana ta wcale malutka nie była. Zaraz obok niej dwa szare fotele, mała kanapa i szklany stolik do kawy.
                Po przeciwnej stronie była  wielka, znów szara, rozkładana kanapa, dwa pasujące fotele, kolejny stolik, tym razem drewniany, w ciemnym kolorze, a przed nimi wielki telewizor plazmowy – i to jego tak tutaj kochałem.
                Obie strony były przedzielone dużym łukiem, jakby miały tworzyć dwa oddzielne pomieszczenia.
                Zdjąłem płaszcz i rzuciłem go na blat. Wróciłem do holu i po cichu otworzyłem drzwi do pokoju Jane. Nie zawiodłem się – oboje z Jamesem tam byli. Uśmiechnął się do mnie, jak tylko mnie zobaczył, ale nie przerywał bajki, którą właśnie opowiadał.
                Oboje byli ubrani do spania, ale tylko jedno z nich nakryte i gotowe do niego.
                – I co było potem? – dopytywała dziewczynka, przecierając rączką oczy.
                – Potem? – zaśmiał się cicho James. Słyszałem, że i on był zmęczony.
                Usiadłem na podłodze w progu, opierając się o framugę.
                – Potem, tatuś małej dziewczynki opowiedział jej bajkę i ułożył do spania, tak jak ja ciebie teraz. – Pogłaskał jej włoski i szczelniej okrył kołderką. – Śpij, skarbie. – Ucałował ją w czoło.
                – Nie ce śpać – zasepleniła. Była malutka, nie mówiła jeszcze zbyt dobrze. – Kce zostać z tobą.
                – Nigdzie się nie wybieram – zapewnił.
                – Pój… – zaczęła, ale nie mogła wymówić dalszej części. Zdenerwowana zmarszczyła brewki. – Zdziesz sobie jak źamknę ocy – udało jej się w końcu. Wtuliła się w niego.
                – Nie pójdę – wyszeptał po chwili w jej włoski, przytulając do siebie mocniej. – Zostaję z tobą w domku.
                Jane była spragniona Jamesa – nie dziwie się temu. Ciągle go nie ma, a ona kocha go najbardziej na świecie. Nikt inny się nie liczy, tylko i wyłącznie tata. Każdy inny jest głupi.
                Rozejrzałem się po pomieszczeniu – pokoik Jane był najcieplejszym ze wszystkich w tym domu. Był oczywiście różowy. Na ścianach było dużo naklejek, w motylki, kwiatki, różnego rodzaju zwierzątka. Do ściany miała przytwierdzone kilka białych półek, na których było pełno zabawek – ale na tym się nie kończyło.
                Po lewej stronie pomieszczenia było ich tyle, że śmiało można by było rozdzielić trzy przedszkola – ale nie ma co się dziwić, skoro każdy z nas ciągle kupuje jej coś nowego.
                Podłoga była z szarego drewna, a na niej leżał okrągły, biały dywan, z tak miłego włosia, że można byłoby na nim spokojnie spać.  Leżały na nim teraz resztki zabawek, które dziewczynka rozrzuciła.
                Firanki były tak samo białe, w różowe kwiatki, pasowały zarówno do dywanu, jak i poszewek na poduszki.
                Było kilka szafek z szufladami, też białych – kolorystycznie. Tam też były upchane zabawki, kredki i wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Ubranka za to były na górze, razem z ubraniami Jamesa w jego sypialni.
                Zaraz koło zabawek Jane był też rozłożony „namiot”, który zrobiliśmy razem w zeszłym tygodniu, kiedy pilnowałem jej w czasie, gdy James miał jakieś spotkania. To zwykły namiot z kilku różowych koców, z poduszkami w środku. Mimo to, dziewczynka cieszyła się z niego jak z jednej z najlepszych zabawek.
                Po prawej stronie miała łóżeczko. Jeszcze niedawno było tam białe, dziecięce, ze szczebelkami i baldachimem. Teraz James postanowił wstawić tam zwykłe, tylko małe, jednak to nie był zbyt dobry pomysł, bo teraz dostaje co noc zawału, że mała spadnie. Mimo rozmiarów, mogli położyć się tam oboje, tak jak teraz.
                Nad nim były cztery literki na ścianie, oczywiście pisało tam Jane, a wokół gwiazdki, które świeciły w ciemności. Było ich też pełno na suficie.
                Po tej stronie były też dwie białe pufy, plastikowy niebieski stolik, z dwoma różowymi  krzesełkami, żeby mogła tam rysować, lepić lub cokolwiek będzie chciała i mała kuchnia, w której „gotowała” wszystkim różne specjały.
                Miała piękny pokój – niczym księżniczka.
                Popatrzyłem z daleka na jej śliczną buzię. Była bardzo podobna do Jamesa. Takie same rysy twarzy, włosy, oczy, nos, usta, nawet miny robiła takie same.
                Wbiłem wzrok w swoje dłonie. Z każdą chwilą, odwaga coraz bardziej mnie opuszczała, aż zniknęła całkowicie. Nabrałem powietrza i podniosłem się z podłogi. Zakręciło mi się w głowie, więc złapałem się framugi.
                Zobaczyłem, że James też się podnosi, uważając, żeby nie obudzić dziewczynki.
                Wyszedłem z jej pokoju i wróciłem do kuchni, czekając, aż i on tam przyjdzie.
                – Jestem wykończony – powiedział, w końcu się pojawiając. Wyjął z szafki dwie szklanki i do obu nalał oranżady. Podał mi jedną z nich. – Co tam? Chcesz mi powiedzieć, dlaczego nie pracujesz? – zagadnął, niby beztrosko, ale wiedziałem, co tak naprawdę myśli.
                Chciałbym, żebyś wszystko wiedział, bez nawet jednego mojego słowa, tak jak kiedyś – odpowiedziałem mu w myślach. Stukałem palcami po szklance myśląc, jak mam zacząć.
                – Jeśli nie chcesz… – zaczął.
                – Chcę – przerwałem mu, może zbyt gwałtownie. – Chce, tylko… – nabrałem głęboki oddech. Okej, Carter. Nie mazgaj się, co z ciebie za facet. – James, słuchaj… – zacząłem powoli, nie podnosząc wzroku znad blatu, ale przerwał mi dzwonek do drzwi. Westchnąłem i przymknąłem oczy.
                – Otworzę – powiedział równie zawiedziony i poszedł do drzwi, wracając za chwilę z Jonathanem, który trzymał kilka teczek.
                – Och, kogo my tu mamy – zaczął opryskliwie, patrząc na mnie. – Tak długo się nie pokazywałeś, że myślałem, że umarłeś. – Rzucił teczki na stół z trzaskiem.
                – Jane śpi – mruknął do niego James.
                – Nie musiałbym się denerwować, jakbyś nie zatrudniał nieudaczników. – Kiwnął z pogardą w moją stronę.
                – Tak szybko zmieniłeś o nim zdanie? – warknął James. – Jak zarabiał na twoje domki letniskowe, samochody i kurewki podpisując umowę za umową, to był chłopak do ozłocenia, a teraz nagle jest nieudacznikiem, bo ma gorszy miesiąc? Jesteś żałosny.
                Jonathan przekrzywił głowę i popatrzył z kpiną na syna.
                – Nieważne, przyszedłem tu w konkretnym celu. – Usiadł na jednym z krzeseł, kiedy rozbrzmiał płacz Jane.
                James zgromił go wzrokiem i poszedł do dziecka. Jego ojciec nie mógł przegapić takiej okazji.
                – Nawet się już nie bronisz – powiedział z obrzydzeniem.
                Miał rację. W innym przypadku tysiąc razy bym mu już odpowiedział tak, że nie wiedziałby, jak się nazywa. Ale nie miałem na to ani siły, ani nastroju teraz. Na nic.
                Odstawiłem szklankę i sięgnąłem po płaszcz.
                – No tak, uciekasz – zaśmiał się. – Dlaczego mnie to nie dziwi?
                – Może dlatego, że sam robiłeś to całe życie – mruknąłem zjadliwie i wyszedłem.
                Wsiadłem do samochodu. Popatrzyłem na kopertę leżącą na siedzeniu obok. Wziąłem ją do ręki i popatrzyłem na swoje nazwisko, napisane odręcznie pod logiem kliniki.
                Cisnąłem papierami do tyłu. Część wysypała się po drodze, ale nie przejmowałem się tym. Wycofałem gwałtownie z podjazdu i ruszyłem na przód, sam do końca nie wiedząc, gdzie jadę, dopóki tam nie trafiłem.
                Popatrzyłem na pustą polanę przede mną. Dokładnie słyszałem szum jeziora, które znajdywało się zaraz obok. Przeszedłem kawałek, aż do starej ławki, która stała zaraz przy brzegu. Kiedyś zawsze przychodziłem tutaj z Lucy, kiedy przyjeżdżaliśmy na wakacje do Nowego Jorku. Nikt nigdy nie musiał nas szukać, od razu wiedzieli, że byliśmy tutaj. To było nasze miejsce.
                Było.
                Westchnąłem i wyjąłem telefon. Wbiłem w klawiaturę numer, który chyba już nigdy nie wyjdzie mi z głowy. Przystawiłem telefon do ucha.
                – Cześć! Nie mogę w tej chwili odebrać, ale zostaw wiadomość, na pewno oddzwonię – odezwała się sekretarka.
                Odczekałem chwilę, zanim się odezwałem.
                – Cześć, tato – powiedziałem cicho. Wziąłem głęboki oddech. – Wiem, że na pewno dalej nie chcesz… Nie chcecie mnie znać ani o mnie słyszeć. Chciałem tylko… Chciałem tylko powiedzieć, że miałeś racje. Jak zawsze, miałeś racje.

Katherine 
                – Jak zwykle spóźniona – usłyszałam, kiedy tylko usiadłam przy swoim biurku.
                Rany, ten facet ma jakiś cholerny radar?
                – Przepraszam, ja…
                – Tak, wiem, samochód się zepsuł, budzik nie zadzwonił, bla, bla, bla – powiedział, przewracając oczami.
                Próbowałam się nie zaśmiać na ten jego beztroski gest. Miał dobry humor, co nie zdarza się często. Podszedł do mojego biurka i położył na nim stos papierów.
                – Musisz to przejrzeć, przesegregować i oddać mi do podjęcia decyzji – powiedział wesoło. – To kawa dla mnie? – sięgnął po mój świeży kubek kawy.  – Dziękuje  bardzo. Swoją drogą, nie uważasz, że powinniśmy mieć tu swój ekspres? – zapytał, ale po chwili sam sobie odpowiedział. – Ja tak uważam.
                Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale odpuściłam sobie.
                – Na kiedy mam to zrobić? – zapytałam zamiast tego.
                – To chyba oczywiste – prychnął. – Na wczoraj. – Posłał mi szeroki uśmiech. – Miłej pracy.
                Wrócił do swojego gabinetu powolnym krokiem. Miałam ochotę rzucić w niego tym wszystkim, a jednocześnie byłam taka urzeczona jego dzisiejszym nastrojem. Westchnęłam, krzywiąc się. Nie napiję się nawet kawy tego cudownego ranka.
                Zeszłam do naszej kafejki po drugi kubek, zastanawiając się czy nie wziąć dwóch, żeby i tej mi nie zabrał. W ostateczności wzięłam jedną i wróciłam na swoje piętro, ale zamiast mojego biurka miałam jeszcze większą stertę papierów, na której czubku była przyklejona mała, kolorowa karteczka.
                Zerwałam ją i przeczytałam.
                Spóźniona+opuszcza miejsce pracy=zwolniona :)
                Mimo przesłania karteczki i tego, że z nerw chciało mi się płakać, jedyne co mogłam myśleć, to, to, jak cieszę się, że mój szef ma taki humor. Złapałam się nawet na uśmiechaniu się głupkowato do karteczki.
                Z uśmiechem usiadłam i zabrałam się do papierów.
                Nawet nie zauważyłam, kiedy zleciał mi cały dzień. Praca w lepszej atmosferze idzie dużo sprawniej. Nie kłóciłam się nawet dziś jeszcze z żadnym klientem, nikt nie miał żadnych pretensji.
                W prawdzie, to nawet winda już mnie tak nie przeraża. Jeżdżę nią kilkanaście razy dziennie i chyba się w końcu przyzwyczaiłam. No, może to zbyt duże słowo – nie mam już ochoty rozpłakać się jak dziecko, kiedy tylko zamykają się drzwi.
                W każdym bądź razie, postępy są.
                – Dobranoc – rzuciłam do portiera, wychodząc z budynku.
                Ukłonił mi się z uśmiechem.
                Był jednym z najsympatyczniejszych osób pracujących w tej firmie. Zawsze uśmiechnięty, pełny energii i chęci do życia. Zarażał wręcz optymizmem, dlatego za każdym razem, kiedy go widziałam, od razu poprawiał mi się humor.
                Z uśmiechem przecięłam parking, idąc do swojego służbowego samochodu. Nie mogłam się przyzwyczaić, że w ogóle takowy posiadałam. Lubiłam mój stary. Tym oczywiście dużo lepiej mi się jeździło, ale sentyment do poprzedniego staruszka pozostał.
                Tak szybko, jak minął mi dzień w pracy, tak szybko wróciłam do domu. Od progu widziałam, że Sara siedziała na kanapie zajadając się popcornem, co znaczy, że dziś nie ma żadnej randki.
                Po przejściu kilku kroków, spojrzałam na kuchenny blat, oczekując w kolejnym wazonie, kolejnego bukietu kwiatów od Cartera. Nie zobaczyłam go, czym byłam zdziwiona, a może nawet lekko zawiedziona. Bądź co bądź, to było miłe. Odkąd tylko się poznaliśmy, wysyłał mi je codziennie, z różnymi cytatami. Niektóre były naprawdę urocze, jednak to nie zmieniało tego, że częściej ten chłopak bywał irytujący, aniżeli uroczy. 
                – Zostawił ci jakąś paczkę – powiedziała Sara, wstając.
                Widziała, że przyglądam się kwiatom, dlatego się odezwała.
                – Jaką? – zapytałam, rozbierając się.
                – Nie wiem, nie otwierałam. Leży na szafce. – Skinęła w stronę przeciwległego końca kuchni. – Zostawiłam ci pizze w lodówce. Jak w pracy?
                – W porządku – powiedziałam krótko, podchodząc do lodówki.
                Nie było mi śpieszno do otwierania koperty. Mogę się założyć, że był tam jakiś poemat albo coś.
                Zjadłam kolację, rozmawiając z Sarą o pierdołach. Głównie to ona mówiła, a ja przytakiwałam i wtrącałam jakieś krótkie komentarze, dopóki nie powiedziała, że jest zmęczona i pójdzie się położyć. Byłam zdziwiona, bo pora nie była późna, ale w sumie było mi to na rękę, miałam jeszcze trochę pracy.
                Wzięłam szybką jak na mnie kąpiel i ubrana w piżamę, poczłapałam do swojego pokoju, zgarniając po drodze kopertę, którą rzuciłam tym razem u siebie na biurko. Rozłożyłam papiery na łóżku i zaczęłam je powoli czytać.
                Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam, ale po dłuższym czasie, rozmazany obraz sterty listów i umów zamienił się w przyjemną jawę, w którym byłam ja, moja mama, mój brat i o dziwo Carter, który wcale mnie nie denerwował. Miałam nawet wrażenie, że mi pomagał i wpływał na mnie dobrze.
                To był jednak tylko sen.
                Mimo wszystko, oddałam mu się bez reszty, zatapiając w cudowny, bezproblemowy świat, którego tak mi brakowało.  

~*~

To chyba najmniejsze opóźnienie, ale jednak dalej jest, za co po raz tysięczny przepraszam! 
Rozdział głównie z perspektywy Cartera - mam nadzieję, że Was to nie zanudziło. Nie martwcie się, w przyszłym poście będziecie mogli od niego już odpocząć :) 
Bardzo przepraszam za nieobecność na Waszych blogach - dłuższy czas mnie nie było, przez co nawarstwiło się tego tak wiele, że sama jestem zdziwiona(a jednocześnie zadowolona, że czeka mnie taka ilość nietuzinkowych lektur :) ).
Dlatego dziś wstawiam tylko szybki rozdział(który tym razem na szczęście zapisałam na bloggerze, nie tylko w Wordzie), a jutro ruszam z pełną parą do nadrabiania zaległości oraz przebudowy zakładki "Bohaterowie". 
Do zobaczenia za kolejne dwa tygodnie!

35 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Pierwsze na czym się skupie to będzie akcja z czajnikiem :D Cóż, zdarzyło mi się zasnąć i zapomnieć. kiedy się obudziłam w całym domu śmierdziało spalenizną i było pełno dymu bo woda się wygotowała i stopiły się wszystkie plastikowe części. Grrr... Od tamtej pory się pilnuję :D
      No ale co do treści. Co jest z Carterem? No wszystko ewidentnie wskazuje na jakąś chorobę... Nie no już zdążylam polubić jeego i te jego ambitne teksty a ty chcesz mi go zabić? No nie rób mi tego... Wiesz, że jestem przewrażliwiona po ostatniej książce i po tym jak autorka zabiła moją ulubioną bohaterkę! Do tej pory nie mogę dojść do siebie...
      No i czy on naprawdę zakochał się w Kat? Wow, ciekawe co z tego będzie :D
      Nowa twarz Jonathana? No ładnie! To zupełnie tak jak zamiana ról bo ostatnio jak pamiętam to James był tak opryskliwy w stosunku do Kat i to on cały czas chodził z takim humorem jakby go osa w dupe ugryzła :P

      A teraz tak:
      "do poszewek na poduszek" - poduszki
      No i trochę nie pasowały mi te mosiężne schody... Mosiężne? No coś mi tam nie gra, ale jak tak miało być to już się nie kłócę i nie szukam dziury w całym i pretekstu żeby się przyczepić :D
      Czekam na nowość :*

      Usuń
  2. Jestem niesamowicie zaskoczona tym, jak rozwija się Twoje opowiadanie. Zdecydowanie na korzyść. Mogę już teraz otwarcie powiedzieć, że naprawdę mocno się wciągnęłam. Swoim kolejnymi tekstami trafiasz coraz mocniej w mój gust :)

    Ja już chętnie poznałabym całą dalszą historię Kat i Cartera, bo muszę przyznać się, że postać mężczyzny coraz bardziej mnie intryguje. Najpierw myślałam, że to James stworzył sobie maskę surowego faceta, za którą się chowa. Teraz bardziej myślę, że to pasuje do Cartera. Wydaje mi się, że mężczyzna w sumie nie jest szczęśliwy w życiu, jest samotny i szczerze boję się, że jest dość poważnie chory. Carter zapewne wydaje się robić dobrą minę do złej gry i to jego specyficzne poczucie humoru wydaje się być jedynie pewnym mechanizmem obronnym przed starciem z brutalną rzeczywistością. Powiem Ci, że podoba mi się to, że wprowadziłaś jego perspektywę do narracji (zresztą o tym pisałam już i wcześniej) i w sumie cieszę się, że dziś było go tak dużo. Żałuję tylko tego, że James nie miał kiedy zamienić słowa z przyjacielem. Carter potrzebował szczerzej rozmowy, a ja cicho liczyłam na to, że dowiem się co nieco więcej o nim i jego życiu. Zastanawiam się jakie były wcześniejsze losy Kat i Cartera. Skąd mężczyzna zna tę blondynkę i czemu twierdzi, że ona się zmieniła? Do tego znowu ją uratował, regulując sprawę z tym bankietem.

    Spodobało mi się też to, jak dziewczyna cieszy się z lepszego humoru swojego szefa. Zapewne, nieźle daje jej w kość. Nie jestem tylko pewna tego, czy Kat otworzyła tę przesyłkę od Cartera, czy nie? Te umowy i listy były w tym co jej zostawił, czy po prostu ona jeszcze do tego nie zajrzała?

    Już z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Cieszę się, że trzymasz fason i dodajesz poszczególne części co dwa tygodnie. I co do Twojego komentarza u nas. Nie czuj się zawiedziona. Wszak, publikacja kolejnego rozdziału została przesunięta tylko o tydzień. Nie zawiesiliśmy ani nie porzuciliśmy opowiadania :)

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy z moich bohaterów ma wiele twarzy. Z każdym rozdziałem coraz bardziej będzie się wszystko rozjaśniało. W kolejnym rozdziale będziesz miała szansę na poznanie Jamesa, który jest równie barwnym bohaterem, co Carter.
      Co to przesyłki - nie, Katherine jak na razie zupełnie ją zignorowała przerzucając tylko z kuchennego blatu na swoje biurko.
      Dziękuje za komentarz i za miłe słowa. Czekam u Was na drugi rozdział z Elizabeth :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Z każdym rozdziałem robi się co raz ciekawiej. Perspektywy Cartera i Katherine są wspaniałe, ja jednak zdecydowanie wolę perspektywę Katherine - może przez Sarę, ale to nieistotne. Zachwycił mnie dom Jamesa a zwłaszcza pokoik jego małej księżniczki. James zadawał się twardym i niezależnym facetem, a jednak jest kochanym i czułym tatusiem dla swojej ukochanej córeczki. Co do Cartera zmienia się on można powiedzieć z rozdziału na rozdział. Pierwsze szalony cwaniaczek, następnie wielki pomocnik, zauroczony w Kat, a teraz mężczyzna który zdaje się pogubił się w swoim życiu. Wydaje mi się, że Carter jest poważnie chory i coś złego się z nim dzieje. Co do mojej ulubionej Kat, nie spodziewałam się, że humor jej szefa będzie, aż tak dobry. Rozbawiła mnie karteczka którą położył na stercie papierów. Mam też przypuszczenia, że niedostępna Kat w końcu przekonała się do Cartera. Jestem niezwykle ciekawa dalszych losów bohaterów i zapraszam na I rozdział do mnie: http://dziewczyna--z--blizna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sarę będziesz mogła poznać lepiej w kolejnym rozdziale, tak samo, jak Jamesa. Carter, jak i większość pierwszoplanowych postaci ma różne twarze - jedne pełne pozytywnych cech, drugie wręcz przeciwnie.
      James też ma duże poczucie humoru - jego namiastką jest karteczka, którą zostawił Kat.
      Dziękuję za komentarz. Co do Twojego rozdziału: Już go czytałam i nawet komentowałam, jeszcze przed ową "przerwą" :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Kolejny rozdział i kolejny fantastycznie napisany. Z każdym razem robi się coraz bardzie interesująco :) Czekam na kolejny i pozdrawiam :)
    PS Ju Już niedługo pojawi się u mnie kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że jest rozdział. Zaraz przeczytam, tylko jak dodam u siebie na "Jabłkach i śniegach", a by to zrobić to muszę poprawić pewien opis. Czyli tak za jakieś 10-15 minut tutaj powrócę. Postaram się też tobie u siebie odpowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mi więcej zeszło niż planowałem, ale trudno, chyba się o to nie obrazisz. Ciągle nie robisz spacji między myślnikiem i początkiem wypowiedzi. Zdziwiłem się zmianą perspektywy. Nikt nie ma złotej karty przez zastraszanie pracownika, a raczej prze dobre układy z szefostwem. Przykładowo jeśli piorą tacy gangsterzy brudną kasę w takich bankach, inwestując w lokaty czy konta oszczędnościowe, te rosnące oczywiście, to są jak wszyscy inni klienci. Często też piorą kasę w legalnych firmach, a taka firma podlega jakiemuś bankowi i... są po prostu dochodowymi klientami, więc mają też karty kredytowe na duży limit. Choć do gangusa bardziej pasuje karta do bankomatu, a nie kredytówka, bo po co mu brać coś na kredyt, gdy ma kasę? W takich sytuacjach ja już bym to brał tak... na logikę, a nie by na siłę podkręcać. Można też poczytać o takich gangsterach, albo posłuchać z nimi wywiadów - w necie jest dużo materiałów.

      "nężczyzna potrząsnął" - mężczyzna

      Co jest panu ZawszeŻart? Pochorował się biedaczek? Może za dużo wódy, co? Organizm się już domaga? Aż dziw, że jeszcze nie chwytają go delirki xD

      Podobał mi się bardzo opis tego jak mdlał. Był taki realny i zgrabny.

      Jak dzieci w opowiadaniach se plenią, to chciałbym wiedzieć jak. Niektóre nie mówią rz, inne zmiękczają typu kotecek, capka, a jeszcze inne mówią jak mój synek pomijając litery, których nie umie wypowiedzieć i tak był owel, a nie rower, albo Tolia, zamiast Wiktoria.

      "przecięłam parking" - co? No w sumie, to narracja 1os, to może mieć bohaterka taki styl.

      W ogóle zmiana perspektywy mnie zdziwiła, w sensie, że tak po niej skaczesz. Chyba wolałbym by jeden rozdział był z jednej perspektywy, a kolejny z tej drugiej, bo inaczej mi się tak dziwnie miesza, ale pewnie z czasem się do tego przyzwyczaję.

      A teraz wracając do treści, to popieram główną bohaterkę, że w przyjemnej atmosferze pracuje się sprawniej i szybciej czas leci. Np po dzisiejszej, a właściwie już wczorajszej zmianie nie było mnie nic, a po przedwczorajszej tak mnie głowa bolała, że aż musiałem się zdrzemnąć. Zmęczyli mnie ci ludzie po prostu.

      Usuń

    2. Co do C, to ja rozumiem, że można mieć gorszy czas, ale jednak praca jest pracą. Jak ja bym przy każdym dole, tak robotę olewał, to bym rodziny nie utrzymał i rachunków nie opłacił. W życiu trzeba być twardym, a nie się nad sobą jak baba użalać. Jeśli mu nie zależy, bo nie ma się dla kogo starać, to niech przejdzie chłopina na zasiłek, a nie miejsce w pracy zajmuje, pensje pewnie garnie i w sumie ma fory, tylko dlatego, że pracuje u przyjaciela. Moim zdaniem pracowników powinno się traktować równo, bez znaczenia czy to brat, przyjaciel, czy obcy człowiek. Jak ma gorszy czas, to jasne, raz na jakiś czas można przymknąć oko, ale na dłuższą taką egzystencje bez celu... nie można kogoś na siłę uszczęśliwiać, nie podoba się mu to wypowiedzenie - mówię to jako szef, ale też osoba, która ma nad sobą szefa.

      Wydaje mi się, że ojciec Jamesa jest tam kimś ważnym w tej firmie, więc C nie powinien mu pyskować, nawet jeśliby mógł to zrobić, bo ma gotową docinkę. Po prostu trochę kultury i szacunku do starszego, na dodatek przełożonego. No i to co między Jamesem a jego ojcem, to ich sprawa, a nie obcego faceta, co w sumie nie wiem w jakim charakterze się w to wszystko jakby miesza i docina. No chyba, że panowie są braćmi i ten pan jest ojcem ich obydwóch. Wtedy bym rozumiał te docinki i inne tego typu.

      A więc C jest chory. Rozumiem, że może być zły i czuć frustracje, ale żali się jak baba. Ja gdybym się dowiedział, że np jestem śmiertelnie chory, to chyba bym w nerwach ściany poprzestawiał i prędzej bym kogoś przestraszył, kto się krzywo spojrzał, niż jak kobieta marudził, że mam tylko psiapsułkę moją i jak nie mam jej i nie mam komu się wygadać to wszystko bezsensu jest. Aczkolwiek różni ludzie reagują inaczej, ale perspektywa tego pana jest mało męska, taka... jakby nie było tych końcówek "łem", to bym sądził, że to kobietka mówi.

      To tyle jeśli chodzi o uwagi. Oczywiście czekam na kolejny. Pewnie jutro dodam do obserwowanych, bo zacząłem robić tam porządek, ale już dziś nie dam rady tej roboty kontynuować.
      Pozdrawiam i zapraszam na - Rozdział 4: Białe łąki ;-)

      Usuń
    3. Poprawiłam to, co wyłapałeś. Nie sądziłam, że nie stawianie tej spacji jest błędem.
      Co do Martina i karty - to też ma swój głębszy sens, dlatego nie chcę zbytnio wdrażać się w odpowiadanie na te wzmiankę, żeby zbyt wiele nie zdradzać. Na pewno nie jestem zielona w sprawach zarówno bankowości, jak i "gangsterskich" o których wspomniałeś. Nigdy tak naprawdę nie piszę o czymś, o czym nie mam choćby podstawowej wiedzy.
      Co do seplenienia małej Jane - masz racje, poprawiłam to. Każdy w głowie może sobie układać to inaczej, niż ja to widzę, a przecież nie o to chodzi.
      Mogłabym pisać jedną osobą na rozdział, ale wcześniej uznałam, że mogłoby to być zbyt mdłe i monotonne. Zaczęłam już pisanie w pierwszej osobie, więc nie chcę tego zmieniać, choć wtedy byłoby to łatwiejsze - nie musiałabym podejmować decyzji jaka postać dziś się wypowie, tylko wprowadzić wszystkie potrzebne mi do rozdziału.
      Katherine i ja przez swoich szefów mamy codzienne migreny, więc ta miła odmiana, kiedy to James był w dobrym nastoju była dla Kat nie tylko zaskoczeniem, ale i swojego rodzaju odpoczynkiem od codziennego stresu.
      Oj, nie bądź taki surowy dla Cartera, ma też dobre cechy. Może jeszcze nieujawnione, ale gdzieś tam są. Jego praca jest elastyczna, robi dużo dla firmy, nawet się w niej nie pojawiając, o czym do końca nie wie James, Katherine i reszta.
      Jonathan jest ważną osobą w firmie, masz racje. Carter nie jest jego synem, ale ich relacje są bardziej skomplikowane, niż Ci się wydaje, o czym przekonasz się z kolejnymi rozdziałami, jeśli oczywiście będziesz je czytał.
      W tym rozdziale były pokazane słabości Cartera, ale nie znaczy to, że jest taki na codzien. Tak jak powiedziałeś, każdy reaguje inaczej na wiadomość o chorobie, szczególnie, jeśli prócz tego ma jakieś inne problemy. Carter jednak okazał frustracje jedynie sam do siebie, więc nie tak do końca się żalił.
      Daj chłopakowi szanse, nie jest taki zły :)
      Dzięki za komentarz i wytykanie błędów - pozapominałam już dużo podstaw po takim czasie "abstynencji" od pisania, więc każda uwaga w jakiś sposób dobrze mi robi.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Wyjątkowo podobał mi się ten rozdział. Dużo tutaj było perspektywy Cartera i sporo też o Jamesie - dla mnie to ciekawsze niż perspektywa Kat. Lubię ich bardziej, są interesujący, nieco intrygujący, zwłaszcza po tym rozdziale, więc liczę, że poświęcisz im równie dużo uwagi w kolejnych częściach.
    O ile wcześniej obu tych panów całkiem lubiłam, to teraz pałam do nich jeszcze większą sympatią. James wydaje się bardziej wrażliwy i tylko chowa się pod maską takiego chama, natomiast Carter wyraźnie zgrywa twardziela i "wesołka", a ma, jak się okazuje, wiele problemów. Najwidoczniej jest poważnie chory i nie ma komu się z tego zwierzyć, do tego dochodzi jeszcze konflikt z ojcem. Strasznie mi go szkoda i mam nadzieję, że w końcu uda mu się zdobyć uwagę kogoś bliskiego, bo inaczej, coś czuję, że się chłopak załamie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłym rozdziale pojawi się bardzo dużo Jamesa, żeby i jego postać można było lepiej poznać. Perspektywa Katherine jest jak na razie mniej interesująca, niż chłopaków. To przez to, że chcę, żebyście poznali najpierw ich - bo o Katherine wiadomo już wiele z pierwszego rozdziału.
      Dziękuje za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Witaj,
    Dziękuję bardzo, że zechciałaś odszukać mojego bloga. Faktycznie, zapomniałam dopisać adres w reklamie ;)
    Cieszę się, że podoba Ci się mój styl pisania. Jestem naprawdę wdzięczna za Twoją opinię.
    Przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały na Cienie-We-Mgle i muszę przyznać, że Ty także przyjemnie piszesz. Wielki plus za to, iż opisujesz z perspektywy mężczyzny, narracja pierwszoosobowa. To jest wielkie wyzwanie, któremu podołałaś!
    Czekam na następny rozdział :)
    U mnie pojawiłą się już druga część opowiadania "Ściana". Zapraszam. Będę wdzięczna za Twoją opinię :)
    www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje zarówno za komentarz, jak i miłe słowa. Rozdział przeczytam w pierwszej wolnej chwili. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  8. Bardzo się cieszę, że tym razem było dużo Cartera. Ten mężczyzna wzbudza z rozdziału na rozdział moją, coraz większą, sympatię. I chyba nawet mogę zaryzykować stwierdzenie, że jest to Twój najbardziej charakterystyczny bohater w całym opowiadaniu a przy okazji to chyba jego najbardziej lubię ze wszystkich Twoich postaci.
    Zastanawiam się kim jest Martin, którego z takim zacięciem obserwował Carter. Ogólnie to ten rozdział był dosyć tajemniczy. Wiadomo jedno – Carter jest chory. To już chyba wiemy od poprzedniego rozdziału, jeśli się nie mylę, a teraz pozostaje pytanie – jak bardzo i na co? W sumie intryguje mnie również jego konflikt z ojcem. Widać, że nie poszło im o nic banalnego. Zastanawiam się też, co było w tej paczce, którą dostała Kat. Mam nadzieję, że dowiem się już tego z kolejnego rozdziału.
    Przyznam się, że wprowadzenie męskiej narracji, nieco ubarwiło Twoje opowiadanie. Tym bardziej, że dzięki temu możemy lepiej poznać Twoich męskich bohaterów. Z całą moją sympatią do Kat. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi perspektywa Cartera i powolne odkrywanie tego, kim tak naprawdę jest James, niż ciągłe zbywanie Cartera przez dziewczynę i podboje jej koleżanki – Sary. Po prostu, gdy czytam to z męskiej perspektywy, to wówczas wydaje mi się to być takie nieco dojrzalsze. Nie wiem, może to jedynie takie moje subiektywne odczucia. W każdym bądź razie mi się podoba. Nawet bardzo. I jedna i druga perspektywa. Tylko jedna troszkę bardziej, ale to chyba normalne, że bardziej sympatyzuje się z jednym z bohaterów.
    Oczywiście bardzo nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Nie będę też Ci już zaśmiecała spamu i napiszę, że na: igrajac-z-przeznaczeniem.blogspot.com również pojawił się pierwszy rozdział.
    Pozdrawiam,
    Sky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perspektywa Cartera jest na pewno barwniejsza i pozwala na poznanie trochę więcej, niż jedynie biura w korporacji - nie dziwię się więc, że jak na razie, to właśnie ją lubisz bardziej.
      Jestem w takim razie ciekawa Twojej reakcji na perspektywę dwóch kolejnych postaci, które pojawią się w przyszłym rozdziale.
      Dziękuje za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń
  9. Bardzo dziękuję Ci za tak obszerną opinię. Takie lubię najbardziej :)
    Masz absolutną rację - rzeczywistość szpitalna wygląda inaczej. Lekarze są wyszkoleni, przygotowani na wszelkie sytuacje, a rodzice tak pochopnie się nie zachowują. Jednak to wszystko to był tylko sen Stefana, a więc wydarzenia okazały się być wytworem jego wyobraźni. Wyobraźni, która była bardzo podobna do rzeczywistości. A sny, jak wiadomo są przeróżne. Stefan miał wrażenie, że dzieje się to naprawdę. Ty i pozostali czytelnicy chyba też :) O to mi chodziło, by 'odwrócić całe opowiadanie do góry nogami' i wywrzeć wielkie zaskoczenie. Nikt się nie spodziewał, że koniec będzie całkiem inny!
    Tobie również życzę wielu wspaniałych pomysłów. Z przyjemnością poinformuję Cię o nowym opowiadaniu.
    Pozdrawiam ciepło,
    Sovbedlly
    [opowiesci-sovbedlly.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. Trafiłam na twojego bloga, kiedy przeczytałam twój komentarz na innym. Podobają mi się Twoje komentarze, widać, że Ci zależy, żeby na prawdę napisać wartościową wypowiedź i udzielić kilka rad. Wracając, kiedy tu po raz pierwszy weszłam, nie zaglądałam nawet do spamu, a od razu zaczęłam czytać czwarty rozdział. Chciałam się przekonać, czy mi się spodoba. Doczytałam do piątego akapitu i stwierdziłam, że się zakochałam! Dosłownie we wszystkim, (musisz bowiem wiedzieć, że za czym napisałam ten komentarz przeczytałam wszystkie rozdziały) w twoim stylu pisania, fabule, różnej perspektywie, twojej umiejętności opisywania pomieszczeń, bohaterów, różnych tajemnicach, które pewnie nie tylko mnie zastanawiają, nawet Twoje ,,wiadomości" pod postami mi się podobają (długie zdanie, wiem). Ja dla Ciebie mam tylko jedną radę, a mianowicie: NIGDY nie przestawaj pisać! Poza tym, nie mam do czego się przyczepić ;)
    Pozdrawiam
    Zuzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Dawno nie spłynęła na mnie taka fala miłych słów, dziękuje :) Myślę jednak, że przesadzasz i to bardzo, bo mam jeszcze dużo braków przez długą przerwę, więc to wszystko jest jak dla mnie całkowicie nieskładne. Mimo wszystko jeszcze raz dziękuję i co do Twoich blogów: Wpadnę na pewno w weekend :) Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Oj tam, każdemu się przerwy zdarzają :) (mam na myśli również słabości, takie jak u Cartera). Czasami to też od nastroju zależy, od natchnienia. Czy zdarza Ci wstać i pomyśleć: ,,Fajnie by było dzisiaj post na blog dodać", ale co do czego, siadasz przed komputerem i co? Totalna pustka. Mimo, że się chce coś napisać i ma się pomysł, to nie da się tego ubrać w słowa. Ja sobie wtedy daje spokój ;). Dzięki, że mi odpisałaś.
      Pozdrawiam
      Zuzia

      P.S.
      Ja wcale nie przesadzam, tylko pisze, co widzę :*

      Usuń
  11. Witaj!
    Och, jak ja to uwielbiam! Ta historia wciąga mnie tak bardzo, że smucę się, gdy suwak jest coraz niżej, coraz bliżej końca. W każdym rozdziale dowiadujemy się czegoś nowego, ale i z każdym rozdziałem mam więcej pytań niż odpowiedzi. Przepraszam Cię też za tak ogromne opóźnienie z komentarzem, ale nie miałam wcześniej czasu, a nienawidzę czytać i komentować z telefonu, bo jest to dla mnie upiornie ciężkie z moim kochanym smartfonikiem. Staruszek z niego już, wolno działa, a poza tym nienawidzę tej małej, telefonowej klawiaturki.

    Nie za bardzo rozumiem pierwszą część. Ten starszy mężczyzna w kawiarence (ożesz, jakiej drogiej!). Mam nadzieję, że niedługo to wszystko się wyjaśni, bo będzie mnie trapić. Carter nadal pozostaje moją ulubioną postacią. Kocham gościa, choć ma swoje wredne momenty. Sama jestem wrednym człowiekiem, więc po części go rozumiem. Nie rozumiem za to, o co chodzi z sytuacją między nim a Kath. Oni się znali, prawda? Z tego, co czytam i jeśli dobrze rozumiem, wynika, że tak, owszem. Ona go nie pamięta, nie poznaje? Nie wiem, ale chcę wiedzieć. To takie męczące uczucie. Wszystko owiane jest tu tajemnicą. I Carter… On jest na coś chory, prawda? Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. Może już to pisałam, ale się powtórzę, że jeśli tak, to będę bardzo, bardzo płakać.
    Uch, już miał powiedzieć Jamesowi, ale oczywiście to byłoby za łatwe! Świat nie może być taki piękny jak widać. Trzymam się myśli, że jednak niedługo dowiemy się co i jak. Największa zagadka? Co łączy Kath i Cartera oraz co Carterowi dolega. To mnie tak męczy! A ta ostatnia scenka z nim… Jeju, tak mi go szkoda.
    Teraz nasza bohaterka. Zabiegane ma życie i trudną pracę, bo niezbyt do niej sympatią pałają. Karteczka, jaką jej zostawiono istnie humorystyczna. Chyba bym się popłakała z nerwów, ale ona jakoś dała radę. Ogólnie dobrze jej idzie, ale nie rozumiem jej nastawienia do Cartera i… Dlaczego?! Dlaczego nie otworzyłaś paczki od niego, kobieto?
    Napomknę tak o Jamesie, że twardy z niego facet, ale ojciec to chyba idealny :)

    Ach, czekam na zreperowaną zakładkę „bohaterowie”. Ja to niekoniecznie chcę od Cartera odpocząć, chcę się więcej o nim dowiedzieć! Może jednak w następnym dowiemy się, co było w tajemniczej paczce, której Kath nie otworzyła? Z niecierpliwością czekam!
    Pozdrawiam, CM Pattzy
    http://niewinne-grzechy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Martinie być może(a być może nie> :) ) dowiesz się czegoś więcej w kolejnym rozdziale. Carter w przyszłym rozdziale będzie tylko przelotnie, więc niestety, za wiele się nie dowiemy, ale nie martw się, na każdą odpowiedź przyjdzie pora :)
      Dziękuję za komentarz i nie przejmuj się, bo dla mnie nie ma znaczenia czy komentujesz go od razu po dodaniu, czy tydzień po - nie ma żadnego rygoru, szczególnie, że ja też mam wiele obowiązków i nie zawsze jestem na czas. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  12. Jako że ja lubię marudzić, to zacznę od szablonu. Jest piękny, ale kontrast między treścią, a tłem jest tak znikomy, że po dłuższym czytaniu wszystko się zlewa i to znacznie utrudnia czytelnikowi zadanie, bo musi bidak (jeśli jest przebiegły) skopiować treść do choćby notatnika i spokojnie przeczytać czarne litery na białym tle. Ja tak zrobiłam i przyznaję się do tego. Z tego też powodu przeczytałam wszystko pod rząd i wszystko pod rząd też komentuję.

    Początek jest mało skomplikowany i muszę też przyznać, że mało oryginalny. Wiele blogowych historii zaczyna się od imprezy, czy to w klubie czy u kogoś w domu, gdzie kobieta poznaje mężczyznę, a on jest typem o charakterze Damona Salvadore, czyli łobuzerski uśmiech, bezczelny błysk w oku, bezpośrednie teksty. Nie do końca lubię takie postacie, choć kiedyś za nimi przepadałam. Teraz po prostu jest ich za dużo i przez to stają się płytcy, przewidywalni, często nie ma w nich niczego głębszego niż bycie takim dzieciuchem pomimo tych dwudziestu...kilku... czy nawet trzydziestu lat. I o ile takie zachowanie jest dla mnie zrozumiałe dla nastolatka, o tyle dla dorosłego faceta staje się plamą nieatrakcyjności, brakiem męskości, bo trudno widzieć mężczyznę w kimś kto ma tak dziecinne zachowanie i tak infantylne teksty. Cały czas więc liczyłam na to, że Carter popisze się w końcu jakąś namiastką klasy, albo choćby minimalnym stopniem męskości, on jednak pozostał typem szkolnego chuligana, albo raczej klasowego błazna, który nawet jeśli grzeszy intelektem to i tak nie jest przez nikogo brany na poważnie. Mnie jako postać jeszcze niczym nie zaimponował, aczkolwiek intryguje mnie ta mgiełka tajemnicy, która się wokół niego wytworzyła.

    Zastanawiam się czy już mój komentarz mieści się w jednym komentarzu (brzmi jak masło maślane, smalcem polane). Zaryzykuję i piszę dalej w jednym.

    Potem bohaterka idzie za radą koleżanki i zamiar ubrać się jak do pracy należy, to ta odstrzela się niemal jak na randkę. Wydaje mi się, że to tak nie funkcjonuje i z pewnością żaden poważny pracodawca nie pozwoliłby sobie na zatrudnienie kobiety, która ma wyraźną chcicę i przyszła go poderwać, albo chce zasłonić swoje braki intelektualne i niedouczenie np zgrabnym udem, czy seksowną łydką, albo dużym dekoltem. Myślę, że do takich rzeczy jak staranie się o pracę należy podejść czysto służbowo, bez nadziei na amory w sercu, zwłaszcza, że romans z szefem prawie nigdy się dobrze dla sekretarki, czy też asystentki nie kończy.

    Pojawił się sam szef i od razu widać, że to palant. Jest wywyższającym się snobem, a przynajmniej coś takiego sobą prezentuje. Ani trochę nie dodaje mu to uroku ani wyższości. Właściwie to to sprawia, że on w moich oczach maleje i staje się mniejszy niż mrówka, pomimo dolarów jakimi ma wypchany swój zapewne skórzany i markowy portfel. Facet ten ani trochę nie zyskał przy pokazaniu jego relacji z córką. Wydał mi się strasznie nieporadnym tatusiem, goniącym za pieniądzem, a nie poświęcającym czas dziecku. To trochę tak wygląda jakby mała go męczyła, albo nudziła i wolał dać jej modną zabawkę, by móc wcześnie wyjść i późno wracać, oby tylko na nią zarobić. Nie wiem czemu ale zawsze bliżsi mojemu sercu byli rodzice, którzy starali się o dziecko dbać i przy nim być, a nie mu ofiarować wszystko co ma materialną postać, zamiast swojego czasu. Nie podnieca mnie też wyścig szczurów i nie czuję motylków w brzuchu na myśl o mężczyźnie w białej koszuli, śnieżnym kołnierzyku i pod krawatem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Przez to jakich panów pokazałaś w tych czterech rozdziałach, liczę na jakiegoś trzeciego, który będzie po prostu normalny, taki zwykły, a nie taki który będzie pracoholikiem myślącym o samym sobie w kategorii istnego Boga wszechrzeczy i wszechczasu, ani też taki, który ze strachu przed dorosłością udaje wiecznego dzieciucha i jeszcze wydaje mu się, że to jest fajne i na to lecą wszystkie laski. Najwidoczniej z tym, że lecą ma racje, jeśliby patrzeć na to jakimi znajomościami zorganizował przyjęcie, tyle tylko, że ja nie wiem czy te laski są z olejem w głowie. Wydaje mi się, że nie i nie umiem zrozumieć co one w nim widzą. Więc jakby była jakaś taka perspektywa takiej kobiety, albo chociaż on ubrałby jej myśli w swoje słowa, lub rozmawiał z jakąś dlaczego się za nim tak rozgląda na ulicy, czy też daje mu się zaciągnąć do łóżka, to byłabym wdzięczna, bo wtedy może miałabym szanse zrozumieć w czym on jest taki fajny.

      O koleżance Kath mam jeszcze gorsze zdanie niż o Carterze. Tu z kolei nie rozumiem dlaczego Katherine jeszcze z taką osobą dzieli mieszkanie, sekrety, radzi się jej. Czy jest aż tak interesowna, że zależy jej na lokum, które u kumpeli ma zapewnione, czy może jest na tyle pusta, by lubić kogoś kto nią gardzi i nią pomiata, jednocześnie kurwiąc się pod jej własnym nosem na lewo i prawo. Przecież nawet Cartera chciała jej odbić. Nie wiem czy Katherine się on podoba, ale ona ma pierwszeństwo, jako że pierwsza go poznała i ja jako czyjaś koleżanka nie umiałabym flirtować z facetem, który przyszedł do mojej koleżanki. Trzeba mieć chyba jakąś godność, a nie myśleć jak niewyżyta nastka po jakieś pigule ekstazy.

      Zastanawiam się dlaczego Katherine otoczyłaś właśnie takimi ludźmi i co jej to przyniesie w przyszłości.

      Pozdrawiam i teraz szczerzę liczę na to, że się zmieściłam w jednym komentarzu.
      Psia kura nędza i chujnia z grzybnią, jednak się nie zmieściłam i byłam zmuszona podzielić.

      Usuń
  13. Przepraszam, cholernie przepraszam! Już więcej tak nie zrobię, nie bij!

    A wracając do tekstu, cóż mam powiedzieć ? Jak zawsze idealny! To naprawdę przerażające, że czytając go mam wrażenie jakbym tam była, przy nich. Jak bym odczuwała to co oni jakbym... Och, nieważne.
    Już wiem, że marzenie o normalnym komentarzu zostały poćwiartowane i rzucone fretką. Dobra, dalej.
    Co do treści, hmy, czuję się oświecona i możesz sobie pomyśleć co chcesz, ale znowu wysnułam chora teorię ma temat zachowania Jamesa względem kobiet:
    a) Jego narzeczona/żona umarła wydając na świat ich dziecko, przez co On nie chce zaczynać tego od początku.
    b) Nie chce zamartwiać swojej córki i nie chce sprawiać jej kłopotu.
    c) Powyższe ze znakiem "+"
    Carter, och, jak zwykle... Taki... Interesujący ? Nie wiem, nie mam słowa.
    Ym, teraz skończę ten komentarz, ale gdy tylko zbiorę myśli (czyt. Napiszę sobie w Wordzie wszystko) postaram się go poprawić, ewentualnie dodać do komentarza pod następnym.
    Taak, to kolejny komentarz, w którym nawet ja nie mogę się połapać.

    Pozdrawiam,
    (II) SLY

    OdpowiedzUsuń
  14. Jezu,! W końcu do ciebie dotarłam...jaki wstyd że tak długo musiałaś na mnie czekać. Wybacz mi :). Ale jest już sobota a właściwie za raz niedziela więc czas jest . wracając do treści którą....kocham? Nie wiem czemu ale mam wrażenie że Kath jest silną dziewczyną ale też zagubioną gdzieś w świecie
    Nie wiem skąd to wrażenie jest u mnie. Tak poprostu. Hmmm...Carter Carter Carter (tutaj odsyłam się do komentarza mojej poprzedniczki) interesujący,zagadkowy? Sama nie wiem. Może to przez późną godzinę?
    No cóż wybacz że jest tak krótko ale najprościej jestem padnięta i nie mam na nic siły. Ale grunt że dotarłam pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak dostać się do poprzednich rozdziałów?! :O nie ma tu ani archiwum, anie spisu streści, ani "poprzedni post"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawione. Nowy szablon był dodawany nad ranem i wypadło mi z głowy, żeby cokolwiek dodać, więc dziękuje :)

      Usuń
  16. Będzie krótko, bo niestety czas mnie goni, a nie chcę zapomnieć o tym, co chciałam powiedzieć. Niebawem mój czas się znacznie rozszerzy więc i komentarze będą treściwsze.
    Rozdział czytałam z zainteresowaniem, ciekawością i przede wszystkim przyjemnością. Masz naprawdę dobry styl pisania, a historia wciąga. I muszę ci powiedzieć, że naprawdę czekam na kolejny rozdział;)
    Co do wydarzeń no to cóż, nadal jakoś nie mogę zdzierżyć tego Cartera. Jego teksty - miazga - ale styl bycia mnie odstrasza. W sumie zupełnie nie rozumiem, co Kath w nim widzi... Dostajemy subtelne sygnały, że jakoś tam na nią oddziałuje, ale ja zupełnie tego nie kupuję. Bo jak dla mnie Carter bywa po prostu żałosny. Dlatego jestem niezmiernie ciekawa jak to się rozwinie, bo kurde... wierzę, że stać go na coś więcej niż takie tanie sposoby podrywu:D No i ciekawa jestem skąd te omdlenia;/

    Pozdrawiam! ;*
    I powiadamiam przy okazji, że u mnie tez pojawiła się nowość;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wspaniały szablon! Jest teraz tak magicznie i tajemniczo :)
    Zapraszam Cię serdecznie na moje nowe opowiadanie o powstaniu warszawskim.
    www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Po pierwsze warto wspomnieć o szablonie, który przyciąga niezwykle moje spojrzenie. Mogłabym się w niego wpatrywać godzinami. :) Opowiadanie bardzo mi się podoba, a postacie są charyzmatyczne i łatwo się ich zapamiętuje. Dialogi, treść jest dobra, a przede wszystkim rozbawia czytelnika, za co masz u mnie ogromny plus. :)
    Pozdrawiam,
    http://wzburzone-fale.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobra, nadrobiłam wszyściutko i mogę komentować. Po tym rozdziale zmieniłam całkowicie nastawienie do Jamesa i jego ojca. Główna bohaterka od samego początku sprawiała wrażenie bardzo sympatycznej osoby i też nic się nie zmieniło pod tym względem. Martwię się trochę stanem Cartera. W dalszym ciągu nie wiemy o nim zbyt wiele, mówiąc szczerze, ale to z czasem. Szkoda mi chłopaka, bo jest całkiem fajowy. Ogólnie cała historia podoba mi się bardzo, ale to bardzo. Czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Oby tak dalej. Życzę powodzenia!
    Gdybyś miała czas i ochotę, zapraszam do siebie, trzymaj się ciepło!
    http://ladymarikazzamkukriegler.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Jejku, brakuje mi słów, by wyrazić wdzięczność i radość! Krótkie "Dziękuję za opinię!" nie wystarczy. Cieszę się bardzo, że moje opowiadania wzbudzają takie emocje. Pisząc o powstaniu warszawskim, zostawiłam kawał swych uczuć i ja też bardzo przeżywałam, opisując te wszystkie makabryczne sceny... Nie ukrywam, że raz popłakałam się... Dziękuję z całego serca za Twoje refleksje! To duży zaszczyt, czytać takie miłe słowa. Naprawdę. Z wielką przyjemnością powiadomię Cię o nowym opowiadaniu, które pojawi się na blogu, jak tylko napiszę. Zdradzę Ci, że będzie inaczej niż dotychczas i równie ciekawie, ale bez rozlewu krwi, okrutności. Dosyć tych brutalnych scen. :) Na pewno zajrzę do Ciebie na 5. rozdział, na który czekam od dawna z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  21. Martwię się zdrowiem Cartera, te zawroty głowy są niepokojące. Ciekawe co się z nim dzieje?
    Jego myśli sugerują, że znał Kat wcześniej, było wyraźnie napisane, ze się zmieniła i nie jest taka jak kiedyś, ale o jakie kiedyś chodzi? i czemu ona go nie poznaje? Sraciła pamięć?
    Pokój Jane, Boziu, jak byłam mała zawsze o takim marzyłam ♥
    Szkoda mi małej, ma zapracowanego ojca, który nie poświęca jej tyle czasu ile by chciała, ale cóż ktoś musi jej zapewnić utzrymanie i życie na wysokim poziomie.
    Kim jest, a raczej była Lucy, i dlaczego jego ojciec nie utzrymuje z nim kontaktu? Tyle pytań i tajemnic, kurczę wzbudziłaś we mnie ciekawość tą historią, tym samym zyskując wierną czytelniczkę :)

    OdpowiedzUsuń